wtorek, 22 grudnia 2015

Bo rozłąka zawsze boli.

Witam.
    W dzisiejszym poście chciałabym opisać serię napisaną przez Ann Brashares pt. 'Stowarzyszenie Wędrujących Dżinsów"
    Pierwszy raz czytałyśmy te książki z przyjaciółkami pod koniec podstawówki. Ostatnio jednak przeczytałam ją na nowo. Mimo tego, że zauważyłam parę dziwnych sytuacji, na które wcześniej nie zwracałam uwagi, historia podobała mi się prawie tak samo.
    Seria opowiada o czterech przyjaciółkach: Carmen, Lenie, Tibby i Bridget, które mają spędzić osobno wakacje po raz pierwszy. Jest to dla nich duże przeżycie, ponieważ dotychczas były nierozłączne. Gdy znajdują dżinsy, które na każdą z nich idealnie pasują, zaczynają wierzyć w ich magię. Spodnie stają się łącznikiem między dziewczynami, pomagają im przetrwać rozłąkę.
    Bohaterki przeżywają dużo przygód, przeplata się tam miłość, przyjaźń, śmierć. Książki opowiadają o kolejnych wakacjach w ich życiu i zmianach, które przechodzą.. Powieść w bardzo przystępny sposób pokazuje codzienne problemy i życie nastolatków.
    Uważam, że ta seria jest godna polecenia, ponieważ porusza ważne kwestie dla młodego człowieka. Pokazuje, jak wielkie znaczenie ma przyjaźń i ludzie nas otaczający. Daje do zrozumienia, że mimo problemów i tego, iż czasem nie wiemy jak z nich wybrnąć, mimo głupstw które popełniamy zawsze znajdzie się jakieś wyjście z sytuacji i uda się wszystko naprawić.


"Kiedy pamiętasz o tym że, masz zapomnieć, to znaczy, że jeszcze wspominasz. Dopiero gdy całkiem zapomnisz o zapominaniu, to zapomniałaś na prawdę."
Ann Brashares "Stowarzyszenie Wędrujących Dżinsów"

wtorek, 15 grudnia 2015

Bo przyjaźń to pewien rodzaj miłości.

Witam.
Przyjaźń jest jedną z najpiękniejszych relacji łączących dwoje ludzi. Ale jak często potrafi ona trwać całe życie? Ludzie zbyt szybko odpuszczają, przestaje im zależeć. Gdy ktoś wspomni imię ich najlepszego przyjaciela z dzieciństwa, często nawet nie potrafią sobie przypomnieć, o kim jest mowa. Osobiście będę się starała, żeby moje przyjaźnie, zwłaszcza te z najmłodszych lat, przetrwały jak najdłużej. Chcę wraz z moją przyjaciółką bawić dzieci. Pragnę żeby osoby, które są dla mnie ważne teraz, były takie przez resztę życia i towarzyszyły mi w jego kolejnych etapach.
Kontakt z ludźmi, którzy znają nas od małego, może być bardzo pomocny przy podejmowaniu życiowych decyzji, czy też po prostu może pomóc w przetrwaniu. Przyjaciele są ludźmi, którzy słuchają nas, pomagają nam i są z nami nawet gdy popełniamy błędy. Nigdy nie powinno się zapominać o ludziach, którzy przez długi czas byli dla nas ważni.
Ten post zawiera recenzję książki Cecelii Ahern pt. "Love, Rosie" (wcześniej "Na końcu tęczy"), która opowiada o przyjaźni, która trwała latami.

Książka epistolarna, co nie wszystkim może przypaść do gustu. Na początku trudno się przyzwyczaić do tego, że wszystkiego dowiadujemy się z listów, czatów, e-maili. Ale nie warto się zrażać - gdy zagłębiamy się coraz bardziej w opowieść, wynagradza nam ona początkowe niewygody, których później nie dostrzegamy.
Historia opowiada o dwojgu przyjaciół, którzy znają się od małego - Rosie i Alexie. Dorastają razem, a gdy chłopak wyjeżdża z rodzicami do Dublina, cierpią z powodu rozłąki. Mimo wszystko postanawiają, że nic nie zrujnuje ich przyjaźni i cały czas utrzymują ze sobą kontakt, dzieląc się fragmentami swojego życia. Każde z nich przeżywa inne trudności, stawia czoło różnym problemom i stara się spełniać swoje marzenia.
Powieść zmuszająca do refleksji nad tym, jak każda decyzja wpływa na nasze życie i tym, że warto utrzymywać kontakty z ludźmi, na których nam zależy. Pokazuje jak jedna decyzja ma wpływ na całe nasze życie, ale również, że nie ma takiego błędu, który zniweczyłby nasze szanse na szczęście. Miejscami książka bawi do łez, ale potrafi również wzruszać. Uważam, że jest świetnie napisana i polecam ją każdemu, kto chce się rozerwać przy lekkiej i swobodnej lekturze.


"Można uciekać i uciekać w nieskończoność, ale prawda jest taka, że wszędzie gdzie się zatrzymasz dopadnie cię twoje życie."
Cecelia Ahern "Love, Rosie"

wtorek, 8 grudnia 2015

"Niektórzy mają jeszcze gorzej. Nie musisz współczuć akurat mnie"

Witam.
    Może ktoś już wie, jaka książka jest moją ofiarą dzisiaj, poznając cytat z tytułu. Dla tych, którzy jeszcze nie mają pojęcia, to ocenię dzisiaj powieść Victorii Aveyard pt. "Czerwona królowa".
    Po raz pierwszy zainteresowałam się nią, gdy przeczytałam jej fragment, na którejś ze stron dla moli książkowych na facebooku. Nic dziwnego, że gdy tylko miałam okazję ją pożyczyć i przeczytać, zrobiłam to.
    Książka zaczyna się tak, jak wiele powieści, które obecnie są na topie - opisem sytuacji w kraju, tym jak jedni są uciśnieni, a inni panujący nad nimi okazują im pogardę. W tej historii o tym podziale decyduje kolor krwi płynącej w żyłach. Czerwoni to zwykli ludzie, tacy jak my wszyscy. Srebrni są postaciami niemal boskimi, posiadającymi specjalne moce. Nie trudno się domyślić, że osoby ze srebrną krwią gardzą zwykłymi prostymi Czerwonymi, którzy nie posiadają praw, za to mają bardzo wiele obowiązków. Główna bohaterka, jak w większości tego typu historii, należy do tych uciśnionych. Dziewczyna równocześnie zdaje sobie sprawę z różnych zabiegów, których Srebrni używają dla podtrzymywaniu strachu przed nimi, m.in. z tego, że zorganizowane w każdy pierwszy piątek miesiąca pokazy walk między Srebrnymi mają na celu uświadomienie Czerwonym jak nie wiele są warci.
    Główna bohaterka ma 17 lat. Za rok będzie musiała rozpocząć służbę wojskową, która jest obowiązkowa dla każdego, kto nie ma pracy. Dziewczyna pomaga rodzinie jak może, wykorzystując jedyną umiejętność - kradzież. Jest pogodzona z tym, że czeka ją służba. Jej trzej starsi bracia poszli do wojska. Jednak, kiedy jej najlepszy przyjaciel traci posadę i grozi mu pobór, nastolatka zupełnie traci głowę. Stara się zrobić wszystko, żeby pomóc chłopakowi, co doprowadza ją do wydarzeń opisanych w powieści.
    Historia opisana przez Victorię Aveyard jest bardzo wciągająca. Książkę czyta się szybko, przez cały czas będąc zainteresowanym dalszym losem bohaterki. Mimo że znając taki typ książek można przewidzieć co się wydarzy, to jednak wciąż można odkryć zaskakujące sytuacje.
    Nie żałuję czasu spędzonego na lekturze tej powieści. Mogę ją z czystym sumieniem polecić każdemu, kto lubi fantastyczne historie z intrygą i buntem w tle.

"Niezwykły świat Srebrnych jawi mi się wyraźniej. Zauważam, że nadludzie prawie w ogóle na siebie na patrzą i nigdy się nie uśmiechają. Małą Psychiczkę wydaje się nudzić karmienie dziwnego zwierzęcia, a kupcy nie silną się nawet na targowanie. Jedynie Czerwoni wyglądają na żywych, uwijając się między sztywno poruszającymi się mężczyznami i kobietami z lepszego świata. Pomimo upału, słońca i jaskrawych chorągiewek, miasto srebrnych jest najbardziej lodowatym miejscem, jakie widziałam."
Victoria Aveyard "Czerwona królowa"

wtorek, 1 grudnia 2015

Twórczośc Johna Greena

Witam.
      Dzisiaj chciałam przedstawić recenzje dwóch książek wspomnianego w tytule Johna Greena, które przeczytałam w ostatnim czasie. Pierwsza recenzja pochodzi z lutego tego roku, a druga z sierpnia.

„Gwiazd naszych wina” mogę zaliczyć do książek pochłoniętych w jedno popołudnie. Usiadłam przy niej od razu po powrocie ze szkoły i wieczorem już ją skończyłam. Nie porusza łatwych tematów, jest to raczej książka o ludziach, którzy cierpią, ale potrafią się z tym cierpieniem pogodzić. O tych, którzy wiedzą, że szybko zakończą swój żywot, ale jednocześnie potrafią się cieszyć z chwili z tego, co jest tu. To zazwyczaj Ci, którzy mają najmniej czasu, najlepiej potrafią go docenić.
Podczas czytania powieści na przemian śmiałam się i płakałam. Jest tam wiele sytuacji smutnych, takich, które ściągają do ziemi, ale również są miejsca wesołe, gdzie człowiek śmieje się do rozpuku. Piękna historia miłosna, która nie jest do końca szczęśliwa – w ślad za kochankami podąża cierpienie, choroba i smutek. Powieść ukazuje miłość osób młodych, którzy razem marzą i planują przyszłość, która w ich wypadku jest jeszcze bardziej niepewna niż w innych.
Polecam tą książkę, gdyż jest lekturą przyjemną a równocześnie należy do tych, które potem chodzą za człowiekiem. Bohaterowie mogą nas wiele nauczyć, na przykład jak cieszyć się z małych rzeczy i jak odnajdywać radość tam, gdzie wydaje się, że jej nie ma.

  "Papierowe miasta"
Po przeczytaniu "Gwiazd naszych wina" i poznaniu autora postanowiłam sięgnąć po tą książkę w nadziei, że spodoba mi się równie mocno. Spodziewałam się podobnego stylu, może nawet podobnej opowieści, historii miłosnej z problemami. Jednak powieść miło mnie zaskoczyła.
Historia, którą teraz opowiada nam Green, jest zupełnie inna. Poznajemy przygodę dwójki sąsiadów, którzy znają się od dziecka - Quentina i Mary.  Kiedy dziewczyna znika po pełnej przygód nocy, chłopak stara się ją odnaleźć szukając znaków, które po sobie zostawiła. Krocząc jej śladem, chłopak poznaje tę tajemniczą dziewczynę coraz lepiej, dowiadując się o niej rzeczy, których sama nie chciała mu ujawniać.
Książka opowiada o wielkiej miłości i o przygodzie, którą Quentin przeżywa szukając Mary - o niespodziewanych przyjaciołach i tym, jak różne sytuacje mają wpływ na nasz charakter i podejście do życia.

                                             "Wieczność to kompozycja z chwil obecnych"
                                                      John Green "Papierowe miasta"

wtorek, 24 listopada 2015

Każdy się rozwija.

Witam!
     Dzisiaj chciałabym powrócić do poruszanego już przeze mnie tematu serii pani E. L. James. 10 września była polska premiera jej nowej książki, pt. "Grey", która opowiada dokładnie tą samą historię, co "50 twarzy Grey'a", tyle że z perspektywy tytułowego Christiana Greya. Tydzień po premierze zainteresowałam się tą pozycją i muszę przyznać, że zauważyłam wyraźną poprawę krytykowanego przeze mnie stylu pisania pani James, który z części na część jest coraz bardziej poprawny.
     W tej powieści nie znajdziemy określeń typu "tam na dole", czy jakiegokolwiek skrępowania przy nazywaniu ciała. Christian nazywa rzeczy po imieniu, czasami nawet w dość wulgarny sposób. Aczkolwiek nie można powiedzieć, że nie ma czegoś, do czego się przyczepie. W tym przypadku jest to "mhrook", o których Christian wspomina co chwilę. Mówi o sobie, że jest potworem, ma mroczną duszę, umysł i serce. Nie myślcie jednak, że przyczepiam się do tego dla zasady. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby autorka użyła tego przymiotnika raz, w odniesieniu do wszystkich tych rzeczy. Ale Christian mówi o "mroku" zdecydowanie zbyt często według mnie.
     Ta powieść podoba mi się jednak o wiele bardziej niż poprzednie części serii. Nie ukrywam, że uwielbiam Christiana, a widzenie świata jego oczami jest według mnie o wiele ciekawsze niż spojrzenie wiecznie niezdecydowanej Any. Książka pozwala poznać Christiana, jego myśli, zachowania, wpływ ukochanej. Bardzo wiele możemy się dowiedzieć o bohaterze historii dzięki jego snom, które są wspomnieniami lub krótkim retrospekcjom. Widzimy jak wyglądało jego życie przed adopcją przez Grey'ów, późniejsze lata dzieciństwa z Eliottem, potem również Mią. Możemy poznać jego relacje z Eleną i Leilą. Zdajemy sobie sprawę skąd się bierze jego "popieprzenie na pięćdziesiąt sposobów" i jakie wydarzenia miały na nie wpływ.
     Rzeczą, która trochę mi przeszkadzała, jest wykreowanie Christiana na nimfomana, który praktycznie cały czas myśli o seksie, oczyma wyobraźni widzi różne "scenariusze", które chce przerobić z Aną. Prawdę mówiąc w początkach tej historii, gdzie było najwięcej scen seksu opisanych, najbardziej mi to przeszkadzało, gdyż pokazywało to, że ich relacje opierają się wyłącznie na seksie i nawet za bardzo siebie nie znają, nie rozmawiają ze sobą. Czasem Ana zadaje jakieś pytania, aczkolwiek traktujący seks jako broń i obronę Christian zbywa je stosunkiem. A czy to w ogóle możliwe, żeby 27 - letni mężczyzna tak często się podniecał różnymi drobiazgami?
     Podsumowując mój wywód odnoście tej powieści, dochodzę do wniosku, że podoba mi się o wiele bardziej patrzenie na tą historię z perspektywy skomplikowanego Grey'a, patrząc na świat jego oczami, poznając jego myśli i przeszłość, niż skrępowanej, niezdecydowanej Anastasii. Książkę polecam gorąco, jeżeli ktoś chce poznać tę historię, to bardziej niż części z perspektywy Any.
     Na koniec chciałabym się podzielić z Wami piosenką z filmu, która bardzo mi się podoba:
                         https://www.youtube.com/watch?v=OrHds_IL6ZA

(czy tylko mnie dziwi zielone oko na okładce, skoro Christian miał szare, a Ana niebieskie?)


" Przed oczami staje mi ostatni miesiąc: jej wtargnięcie do mojego gabinetu, skrępowanie w Clayton's, jej dowcipne, złośliwe maile, jej niewyparzona buzia... jej śmiech... jej krnąbrność, jej odwaga - i uświadamiam sobie, że podobało mi się to wszystko, podobała mi się każda jedna spędzona z nią minuta. To, jak mnie złościła, rozpraszała, śmieszyła, jak była zmysłowa i cielesna - tak, podobało mi się wszystko. Odbywaliśmy razem niezwykłą podróż oboje - a ja z całą pewnością."
E. L. James "Grey"

środa, 18 listopada 2015

Nienawidzę komedii romantycznych...

Witam.
     Dzisiejszy post wbrew pozorom nie będzie wcale przeklinaniem komedii romantycznych. No dobra, może trochę. Mimo wszystko może zaskoczę was jedną rzeczą - lubię te filmy. Oglądam je namiętnie, mimo przewidywalnej fabuły i nierealnych wydarzeń. Uwielbiam patrzeć na te romantyczne sceny, przez które mój umysł oddaje się marzeniom. I dlatego właśnie komedie romantyczne są złem wcielonym!
     Po obejrzeniu takiego filmu dziewczyny wyobrażają sobie, że faceci będą romantykami - a najczęściej nie są. Czekanie na księcia z bajki to wspaniałe zajęcie, ale nie należy oddawać mu się zbyt długo. Trzeba pamiętać, że szansa na miłość jak z filmu jest minimalna.
     Około rok temu podobne rozmyślenia natchnęły mnie do napisania dwóch poniższych fragmentów. mam nadzieję, że przypadną Wam do gustu.

- Nienawidzę cię – powiedziała patrząc mu prosto w oczy.
- Dlaczego? - zapytał zdziwiony.
- Bo tak bardzo mnie do siebie przywiązałeś – łzy popłynęły jej z oczu. - Bo żyję tylko, gdy rozmawiamy; bo, gdy nie jesteś obok, czekam na wiadomość od ciebie, jak na zbawienie; bo cierpię, kiedy spotykasz się z kimś innym; bo myślę o tobie nie mogąc zasnąć; bo całe może życie kręci się wokół ciebie; bo głowę mam pełną myśli, które uznaję za bezwartościowe, gdy jesteś na tyle blisko, by je wyznać; bo nie będąc blisko ciebie czuję fizyczny ból; bo... - chłopak przytulił ją przerywając ten monolog.
- Też cię kocham – szepnął jej do ucha – i nie widzę świata poza tobą.



Romantyzm, miłość, komedie romantyczne, zakochani, para, szczęście, serce, walentynki, kwiaty, ukochany... Rzygać mi się chce, gdy na to patrzę, gdy o tym słyszę. Ludzie oglądając filmy pełne romantycznych sytuacji i czytając romanse są oszukiwani. Zwłaszcza kobiety. Wierzą, że przystojny szef zakocha się w nich, gdy tylko przyjdą do pracy, a tymczasem zwracają na nie uwagę tylko nieatrakcyjni współpracownicy. Nie, to też jest przesada, tylko w drugą stronę. Życie to nie kadr z filmu. A tak wiele dziewczyn o tym marzy...- Halo! Słuchasz mnie w ogóle?! - Agata przerwała moje myśli krzycząc, że nie zwracam na nią uwagi.- Nieprawda! - odkrzyknęłam. Nie, nie jesteśmy głuche, nie to jest powodem podniesionego głosy. Po prostu nie da się nic usłyszeć, gdy pociąg przejeżdża ci tuż nad głową. - Tylko teraz się zamyśliłam. - dodałam już normalnie, gdy znów ogarnęła nas cisza.Siedziałyśmy we wnęce znajdującej się pod mostem, na którym mieszczą się tory. Lubimy to miejsce, ponieważ jest tu cicho, nie licząc momentu, gdy przejeżdża pociąg – co zdarza się najwyżej raz dziennie.- Ostatnio często ci się to zdarza – moja towarzyszka popatrzyła na mnie przenikliwie swoimi zielonymi oczami. - Uważaj, bo niedługo i ja uwierzę, że marzysz potajemnie o Marcinie – roześmiała się, ale w jej oczach wciąż widoczne było zatroskanie.Agata Szmit jest moją najlepszą przyjaciółką od przedszkola. Zna mnie tak dobrze, że często odnoszę wrażenie, iż czyta mi w myślach. Jest bardzo piękną dziewczyną – nic dziwnego, że wszyscy faceci z naszej szkoły ją adorują. Ma długie blond włosy i duże zielone oczy. Dobrze się uczy, jest w drużynie siatkarskiej, można na nią zawsze liczyć i potrafi się zabawić. Jest chodzącym ideałem i najbardziej kochaną osobą na świecie.- No, nie przesadzaj. - starałam się na nią nie patrzeć, bo pod jej spojrzeniem czułam się tak, jakby prześwietlała mnie na wylot.Marcin Kellet, którego mi wypomniała przyjaciółka – jest nowy w naszej klasie. Ma krótkie kasztanowe włosy i oczy kolorem przypominające płynną czekoladę. W pierwszym tygodniu swojego pobytu w szkole rozkochał w sobie wszystkie dziewczyny, a w drugim został wrogiem publicznym numer jeden. Wszystko przez to, że dał kosza miss szkoły – Oli Kocjan, która w afekcie rozpuściła o nim okropne plotki. Większość jej uwierzyła i odwróciła się on nowego. Przez to, że ja się dalej z nim kumpluję, Paula, najlepsza przyjaciółka Olki, rozpowiada, że pragnę go w sobie rozkochać, co jest oczywistą bzdurą! No, dobra, może trochę mi się podoba, ale bez przesady – jesteśmy w tylko kolegami.- Wpadłaś po uszy – stwierdziła Aga po chwili.- Co? - udałam głupią.- Zabujałaś się w nim – powiedziała dziewczyna z pewnością w głosie – co widać po twoim zachowaniu, gdy się o nim wspomina.- Kumplujemy się, okej? To się raczej nie zmieni. - nie żebym nie chciała, dodałam w myślach. Jednak miałam tę pewność, bo wiedziałam, że podoba mu się inna dziewczyna.- Dobra, nie było tematu. - Aga patrzyła na mnie ze zrozumieniem. To było w niej najlepsze – nie drążyła, tylko starała się zrozumieć. - Czas się zbierać. – stwierdziła po spojrzeniu na zegarek. - Zaraz przyjedzie do mnie babcia. - powiedziała i zaczęła zbierać swoje rzeczy.Wracając do domu rozmawiałyśmy o planach na weekend. Miałyśmy zamiar jechać w góry, alby zdobyć najbliższy szczyt, a w kolejnych latach wspinać się dalej. 

wtorek, 10 listopada 2015

Bo na papierze jest mniej straszne.

Witam.
     Czasami człowieka dopada irracjonalny lęk. Boi się czegoś, co sam stworzył we własnej głowie. Dlatego właśnie, gdy ja coś takiego wymyślę, zapisuję to szybko, bo na papierze jest tylko kolejną przeczytaną historią.
     Kiedyś bardzo lubiłam czytać takie straszne historie. Wtedy właśnie trafiłam na ten blog: "Slenderman". Polecam go, mimo że jego autor stracił nim zainteresowanie już jakiś czas temu.
     Dzisiaj chciałabym się podzielić z Wami pewną historią, która nawiedziła mój umysł wieczorem, kiedy wracaliśmy do domu samochodem z rodziną. Zapisałam ją dokładnie 11 września 2012 roku.

Ciemna noc. Po pustej ulicy prowadzącej przez las jedzie samochód. Panuje w nim cisza, ponieważ piętnastoletnia dziewczyna siedząca na tylnym siedzeniu śpi. Jej rodzice spoglądają na nią raz po raz z uśmiechem.W pewnym momencie nastolatka budzi się usłyszawszy lekkie tupnięcie, jakby coś usiadło na tylnej szybie. Obraca się i widzie wielkiego czarnego potwora przyczepionego do drzwi bagażnika. Istota ta posiada szponiaste ręce i nogi oraz wielkie czerwone ślepia. Dziewczynka nie może przestać patrzeć jej prosto w oczy.Gdy po chwili matka spogląda na tyły samochodu zauważa, że jej córka zniknęła. Zaczyna panikować i razem z mężem przeszukują auto. Przez chwilę mignęło im coś czerwonego, ale zajęci szukaniem córki nie zwrócili na to uwagi.Po powrocie do samochodu, gdy zrozpaczeni postanawiają zadzwonić na policę, zauważają swoją córkę śpiącą na tylnym siedzeniu. Zastanawiając się nad tym, jak to zdarzenie jest możliwe, nie widzą, że dziewczynka otworzyła oczy i wpatruje się w nich pustym wzrokiem. Jej tęczówki są czerwone.


sobota, 7 listopada 2015

Podziemni, Przyziemni i Nefilim...

Witam.
     Dzisiaj chciałabym opisać to, jakie wrażenie wywarły na mnie opowieści opisywane przez Cassandrę Clare w serii "Dary Anioła" oraz w książce "Kroniki Bane'a".

Zacznę od 'Darów Anioła":
     Przeczytałam tę serię dwa razy - nigdy do końca. Za pierwszym razem włącznie z czwartą częścią, potem bez niej. Sięgnęłam po tę pozycję z ciekawości - najpierw widziałam fragmenty filmu, potem cały film. Mam wielką słabość do fantastycznych opowieści, więc nic dziwnego, że ta również mnie zainteresowała. Inną sprawą było to, że (UWAGA SPOJLER) chciałam się dowiedzieć, czy Clary i Jace na pewno są rodzeństwem.
     Część pierwsza była bardzo ciekawa, wciągająca. Zakończenie denerwujące, gdyż wątek miłosny w tej powieści był bardzo obiecujący. Jednak niestrudzenie brnęłam przez dwie następne części, chcąc rozwiązać swój początkowy dylemat. Czytając serię drugi raz byłam sfrustrowana ilością momentów, gdy różni bohaterowie byli na granicy wyznania prawdy tym biednym nastolatkom, którzy uważali swoją miłość za zakazaną. Za drugim razem nie zdecydowałam się na przeczytanie czwartej części, ponieważ moim zdaniem po trzeciej powinna się powieść zakończyć. W następnej części opowieść robi się jeszcze bardziej dziwna, powymyślana, wręcz absurdalna. Widać, że jest to już dorabianie części, bo skoro są popularne, to opowieść powinna trwać.
     Część czwarta nie wydała mi się godną uwagi. Jeżeli ktoś chciałby przeczytać tę serię, to proponuję zatrzymać się na trzeciej części, albo chociaż zdać sobie sprawę, że w czwartej wchodzimy w świat jeszcze większych udziwnień.
     Ogólnie pomysł pani Clare bardzo mi się podoba - stworzenie rasy Nefilim, walka z demonami, zmieszanie wszystkich magicznych światów - zawsze miałam słabość do takich rzeczy. Dodatkowo romantyczny wątek powieści był nietuzinkowy, miał swoją specyficzną aurę.
     Jeśli ktoś ma ochotę przeczytać fantastykę, przenieść się do świata magii, poznać wiele ciekawych stworów i wpaść w pułapkę więzów miłości i nienawiści, to polecam tę serię.

     Jeśli chodzi o "Kroniki Bane'a" to dostałam ten zbiór opowiadań na urodziny od przyjaciółki, która zapamiętała, że Magnus Bane był moją ulubioną postacią w serii pani Clare. Przeczytałam je z wielką przyjemnością. Przygody czarnoksiężnika przypadły mi do gustu, gdyż wyjaśniały wiele rzeczy, z przeszłości bohatera, których byłam ciekawa. Pokazywały również parę momentów dziejących się równocześnie, co fabuła "Darów Anioła". 
     Być może to tylko moja wielka sympatia do tego bohatera, ale książka naprawdę bardzo mi się podobała i potrafiła mnie rozśmieszyć. Polecam fanom Bane'a i nie tylko, gdyż jest ona lekka i przyjemna.


czwartek, 29 października 2015

Chwilowe zainteresowanie.

Witam.
     W dniu dzisiejszym chciałam Wam opisać moją chwilową fascynacje Indianami. Mimo że nie objawiała się ona czytaniem o nich, czy też oglądaniem filmów z nimi związanych, bądź robienia czegokolwiek w tym stylu, to śmiem ją tak nazywać. Dlaczego? Bo stwarzałam simów w stylu, jaki w moim mniemaniu jest indiański i pisałam takie opowiadania. Z Indianami nie mają one nic wspólnego, ale w mojej głowie tak właśnie wyobrażałam sobie postacie. Nie przedłużając, życzę miłej zabawy podczas ich czytania.

Jest pewna legenda. Nikt chyba w nią nie wierzy. No, może jacyś zabobonni szamani z plemienia mojej babci. Był kiedyś król Azjon. Władał całym krajem, którym byli moi przodkowie. Rządził mądrze i sprawiedliwie. Miał dwóch synów: Armeja i Zakara. Po śmierci ojca starszy z nich, Armej, objął tron. Wydawało się , że będzie wywyższany ponad ojca. Pewnej nocy, niespodziewanie, został zabity. Jedyna osoba, która była tego świadkiem, to jego żona Kajmira. Zobaczyła, jak brat zabija brata z uśmiechem na twarzy, mówiąc: „Teraz moja kolej”. Zakar nie zdawał sobie sprawy, że ktoś był obecny podczas tego czynu. Zachowywał się tak, jak na brata przystało – zajmował się Kajmirą i jej córką Lori oraz został królem. Kajmira bała się szwagra. Nie mówiła nic, aby chronić siebie i córkę. Wkrótce Zakar zaczął źle wykorzystywać władzę, m.in. na swoją osobistą korzyść. Nikomu się to nie podobało, ale ludzie nie mieli oficjalnego powodu, aby go skazać, było bowiem zapisane w ich prawie, że król może rządzić według własnego uznania. Tak minęło parę lat.
W kraju wybuchła epidemia, która zabiła większość ludu. Zrozpaczona Lori wyjechała na naukę do czarodzieja z sąsiedniego kraju, gdyż lokalny szaman nie potrafił nic poradzić. Uczyła się pilnie i w rok przewyższyła swojego mistrza. Gdy wróciła do domu, okazało się, że jej matka jest umierająca, a król zakazał, aby jej o tym mówić. Bał się bowiem, że rzuci wszystko i przyjedzie do rodzicielki, a reszta ludu nie będzie miała szans na uzdrowienie. Gdy Lori dotarła do matki, ta wydawała już ostatnie tchnienie. Wtedy dała córce list, w którym opowiadała, jak zginął Armej. Umarła mówiąc: „Uważaj na siebie, dziecko”.
Po pogrzebie Kajmiry, Lori uzdrowiła wszystkich, których mogła, a następnie zwołała radę starszych i pokazała im list od matki. Oni rozgniewali się i skazali Zakarę na dożywotnią pracę na rzecz ludu w więzieniu. Miał robić to, co akurat było potrzebna. Były król wpadł w gniew i nim ktokolwiek się zorientował, z pomocą swojej osobistej gwardii, uwięził członków rady. Zagroził im, że jeżeli nie pozwolą mu dalej być królem to spali cały kraj i jego mieszkańców na ich oczach. Na szczęście w tym momencie Lori, która od początku zebrania była gotowa do ataku, rzuciła zaklęcie na wuja, które uwięziło go w lustrze. Następnie uwolniła radę i nakazała budowniczym zbudować podziemną kryptę, w której umieszczone zostało zwierciadło. Gdy to zrobiono, użyła mnóstwa zaklęć, aby zabezpieczyć wnętrze komnaty i umieściła w niej lustro. Rada wybrała ją królem, lecz ona odmówiła im. Uzasadniając swoją decyzję, powiedziała: „Przez króla to się stało. Nasz lud jest teraz garstką osób. Sąsiednie państwa tylko czekają, aby zabrać nam teren. Powinniśmy ukryć nasze plemię w miejscu tej krypty, żeby ostatni król nie mógł się wydostać. Od teraz o wszystkim będzie decydowała Rada. Tak ja wam radzę. Przez nadmiar władzy stało się to, co się stało.” Następnie zbudowała sobie dom w miejscu, gdzie było wejście do krypty ze zwierciadłem. Ludzie szybko uczynili to samo. Posłuchali jej rady i zaproponowali jej, żeby jako ich szamanka zasiadła w Radzie. Żyli spokojnie nie nękani przez inne państwa, gdyż wieść o potędze młodej dziewczyny rozniosła się po całej okolicy.


-Ajmihibi, mamy problem. - powiedział Shon z powagą w oczach. Szamanka bez słowa wstała wyszła, przepuszczana w wejściu przez Indianina. Gdy podeszła do wrót wioski, jej oczom ukazał się ponury widok. Sześciu zbrojnych pchało przed sobą wyraźnie zmaltretowanego człowieka, który dotarłszy do osady stracił przytomność. Kobieta spojrzała na przybyszy, powiedziała: „Tylko potrzebujący może wejść” i skierowała swe kroki w stronę lecznicy. Wojskowi nie protestowali. Ich przełożony mówił, że mają wykonywać rozkazy tej matrony. Shon zawołał dwóch swoich przyjaciół i zabrali zmęczonego człowieka do szamanki. Jeden ze zbrojnych zaproponował swoją pomoc, ale Indianin spytał: „A kto go tak urządził?” i odszedł.
-Miałeś nie oceniać – powiedziała Ajmihibi, gdy ją dogonili – Nigdy nie wiesz, co jest prawdą. - Mężczyzna starał się nie przewrócić oczami. Nie lubił, gdy mentorka dawała mu takie rady.
Pacjent obudził się następnego ranka. Otworzył oczy słysząc, że ktoś obok niego się porusza. Zobaczył wysoką kobietę o długich białych włosach. Nie była stara, ale nie była także młoda. Nie potrafił ocenić ile ma lat. Gdy próbując się podnieść stęknął z bólu, kobieta spojrzała na niego z troską w jasnoniebieskich oczach.
-Lepiej nie wstawaj – powiedziała zaparzając nieznane mężczyźnie zioła. Miała śpiewny przyjemny dla ucha głos.
-Gdzie ludzie, którzy mnie tu przyprowadzili? - zapytał. Starał się ukryć niepokój. Nie miał pojęcia ile ta kobieta wie.
-Nie mają wstępu do wioski – odparła uspokajająco. - Wypij. To specjalna mieszanka. Po niej poczujesz się lepiej – dodała podając mu dymiący kubek z dziwną, oleistą cieczą w środku. Mężczyzna spróbował napój i ze zdziwieniem stwierdził, że nie ma on żadnego smaku.
Spojrzał na kobietę z ciekawością. Nie mógł określić czy wie, dlaczego on jest w takim stanie. Jeśliby wiedziała, to raczej nie zachowywałaby się tak spokojnie.
-Wiem dlaczego tu jesteś. - powiedziała szamanka patrząc mu w oczy. - Zabiłeś swojego dowódcę. - jej głos wydał się rannemu niezwykle spokojny, nie pasujący do wypowiadanych słów. - Nikt inny z mojej wioski nie wie, więc nie będziesz narażony na przykrości z ich strony.
-Ja... - mężczyzna czuł dziwną potrzebę usprawiedliwienia się przed tą kobietą, ale ona nie dała mu dojść do słowa – Nie oceniam. Nie znam motywu twojego działania i nie chcę go poznać. Moim zadaniem było uzdrowienie cię, więc to zrobiłam. - rzekła tonem kończącym dyskusje. Gdy oddał jej kubek, położyła na jego posłaniu złożone ubrania. - Przebież się. Za godzinę wracasz do swoich. - powiedziała po czym wyszła, aby mógł się spokojnie przygotować. Siedział przez chwilę zastanawiając się nad tym, co go czeka, po czym ubrał się i wyszedł na spotkanie z przeznaczeniem.


środa, 21 października 2015

"Brzydula!", czyli jaki komplement dla dziewczyny.

Witam.
     Czy tylko ja bardzo nie lubię oglądać filmów opartych na książkach, które przeczytałam? Kiedy skończę jakąś powieść, to staram się nie oglądać jej kinowych wersji. Dlaczego? Ponieważ zwykle rozczarowują mnie one pomijając pewne fakty, czy też zmieniając różne zdarzenia. Jest bardzo niewiele filmów, które obejrzałam przed przeczytaniem książki. Jednym z nich był "Trzy metry nad niebem", o którym będzie dzisiejszy post. Recenzje książki napisałam w kwietniu tego roku, film obejrzałam parę miesięcy wcześniej. Nie zapowiadał się dobrze, zwłaszcza, gdy pierwszą "romantyczną" sceną był okrzyk głównego bohatera, który nazywał dziewczynę brzydulą... Ale zapraszam do zapoznania się z moimi wrażeniami po przeczytaniu książki.


Najpierw obejrzałam film, dopiero potem przeczytałam książkę. Szczerze powiedziawszy pierwsza scena ekranizacji nie przypadła mi do gustu, lecz w miarę oglądania coraz bardziej przekonywałam się do tej produkcji, a po skończeniu go płakałam jak bóbr narzekając na całą fabułę, która potrafiła mnie tak roztkliwić. Od razu zapisałam książkę na mojej liście „do przeczytania”.
Pierwszy rozdział książki za mną, a ja byłam tak załamana, że poważnie myślałam, czy jest sens kontynuować. Ale przypomniałam sobie, jak było z filmem i brnęłam dalej. Muszę szczerze przyznać, że gdybym nie obejrzała wcześniej ekranizacji, to chyba bym nie dotrwała do końca powieści. Oczywiści zakończenie wywołało u mnie podobne emocje, mniejsze, ponieważ wiedziałam, co się stanie, ale wciąż były, gdyż czytałam opisy reakcji postaci na wydarzenia. Co się stało na końcu, nie powiem, żeby nie zdradzić wam wszystkiego ;-) . Plusem tej książki jest fabuła, ale tylko wtedy, jeżeli ktoś lubi historie miłosne bądź jest tak samo niepoprawnym romantykiem/ romantyczką jak ja. Tyle potrafiłam zanotować jedynie, na plus tej książce. Już po pierwszym rozdziale rzucają się w oczy takie rzeczy, jak przywiązywanie wielkiej uwagi do marek (serio, musiałam chwilę pomyśleć o czym autor pisze wymieniając, że chłopak ubrany był w levisy, adidasy i stał obok vespy ;_; ), przeskoki w rozmowach takie, że trudno się połapać, kto komu co opowiada, ogólnie panujący chaos w narracji. Przemiany psychologiczne bohaterów są dziecinne, tak samo jak język w pewnych momentach. Momentem kulminacyjnym mojego niedowierzania w styl tej książki, był fragment: „ Babi siada naprzeciwko matki. Przychodzi Daniela i zajmuje miejsce obok. Babi nalewa sobie kawy, potem mleka i wsypuje trochę słodzika. Daniela też nalewa sobie kawy, potem mleka, ale dodaje cukier trzcinowy. Każda ma swoje przyzwyczajenia, swoje miejsce, swoją filiżankę.”. W pewnym momencie nawet zastanawiałam się, czy to z moim tłumaczeniem nie jest przypadkiem coś nie tak, aczkolwiek w internecie znalazłam tylko takie...
Być może to, że ta książka nie spełniła moich oczekiwań, jest wynikiem emocji wywołanych przez film, aczkolwiek błędy językowe są namacalne. Zdziwiły mnie również opisy realiów, tego co się dzieje wśród młodzieży włoskiej, gdzie dziewczyna jest okryta hańbą, gdy chłopak zobaczy w jej ręce tampon.
Reasumując powyższe rozważania, jeżeli ktoś chce poznać historię opisaną przez Federico Moccia, lepiej niech obejrzy film.


 "Jednego jest pewny. Tamten nie może jej kochać tak jak on, nie może jej wielbić w taki sposób, nie jest w stanie dostrzec jej wdzięcznych ruchów ani tych szczególnych znaczków na jej twarzy. Jakby to tylko jemu było dane widzieć prawdziwy kolor jej oczu i poznawać smak jej pocałunków. Nikt nigdy nie potrafi zobaczyć w niej tego, co widziałem ja, myśli: Tamten najmniej. Tamten realny, surowy, niepotrzebny, materialny. Tak go postrzega, niezdolnego by ją kochać, pożądającego tylko jej ciała, niebędącego w stanie zobaczyć jej prawdziwej, zrozumieć, docenić. Tamten nie będzie się cieszył z jej uroczych kaprysów. Nie pokocha jej małej rączki jej poobgryzanych paznokci, jej stóp tłuściutkich, tego drobnego piętna ukrytego, choć nie tak bardzo. Może nawet je dostrzeże, ale na pewno nie pokocha. Na pewno nie w ten sposób."
Federico Moccia "Trzy metry nad niebem" ("Tre metri sopra el cielo")

środa, 14 października 2015

Perwersyjny seks i straszny autor.

Witam.
    Dzisiejszy post będzie dotyczył popularnej nie tak dawno serii napisanej przez panią E. L. James. Recenzję tej książki napisałam na początku tego roku:

Książka, która ostatnio wzbudza wiele kontrowersji i sprzecznych opinii czytelników. Przeczytałam całą trylogię bardzo szybko, gdyż jest napisana bardzo prostym językiem. Ale sposób w jaki ten język jest używany... Autorka nie zważa na to, gdzie znajduje się jej bohaterka – potrafi w jednym akapicie opowiadać o tym, jak to Anastasia rozmawia z sekretarką, żeby w następnym zdaniu napisać, że dziewczyna weszła do sypialni w swoim własnym mieszkaniu. Co z tego, że przed sekundą znajdowała się na drugim końcu miasta?
Jak wielu internautów wytknęło pani James, główna bohaterka co chwile powtarza te same zdania, wzdycha i się czerwieni. Podniecający a nawet "niesamowicie podniecający" Grey dotyka ją "tam na dole". Anastasia opowiada o stosunku oraz o swoich narządach, jakby była skrępowaną pięciolatką. Ogólnie styl i sposób, w jaki autorka napisała tą książkę woła o pomstę do nieba...
Jednak przeczytałam wszystkie trzy części od początku do końca. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta – postacie. To, w jaki sposób pisarka pokazała zawiłości w psychice Christiana i relację między Greyem a Anastasią, sprawiło, że chciałam się dowiedzieć więcej o ich losach i poznać ich lepiej. Moim zdaniem postacie zostały wykreowane w bardzo dobry sposób, może były monotematyczne i oboje zdawali się być nimfomanami, to w rozmowach pomiędzy nimi, w ich relacjach, zachowaniach i stosunku do siebie nawzajem, znalazłam większy sens (mam tylko nadzieję, że on naprawdę tam jest   ;-) ).


     W czerwcu za namową koleżanek obejrzałyśmy film. Ogólnie nie lubię filmów na podstawie książek, ponieważ nigdy nie pokazują tego samego, nie ujmują wszystkiego, co chciałabym. Jednak ta ekranizacja przeszła samą siebie. Trudno było odnaleźć tę fabułę (już w książce ciężką do zauważenia) jeśli nie czytało się powieści. Film praktycznie był zlepkiem sytuacji. Relacje Christiana i Any były bardzo powierzchowne, skoncentrowane na popędzie.
     Nie mogę całkowicie skrytykować filmu. Były sceny, które mi się podobały. A już na pewno nie mogę powiedzieć złego słowa o ścieżce dźwiękowej - piosenki napisane do filmu w większości przypadły mi do gustu.
     Ostatecznie ciężko mi stwierdzić, co mam sądzić o tym filmie. Kobieta znalazła temat, który zainteresował masę ludzi, więc ma własny sposób na sukces. Nie powiem, żeby jej dzieło było piękne czy chociaż dobrze napisane, aczkolwiek można odnaleźć przyjemność czytając je. Z jednej strony postacie, których kreację lubię do dziś, z drugiej bezsensowne teksty, nagłe zmiany miejsca akcji i powtarzające się sceny seksu opisywane za pomocą takich samych epitetów.
     Na koniec mała rada - jeśli udacie się do kina na to, czy też na dalsze części uważajcie: ludzie często nie mogąc się opanować, gdy na ekranie pojawiają się sceny seksu, zaczynają dość głośno chichotać, czy też szeptać teatralnie do siebie żenujące uwagi ;)

wtorek, 6 października 2015

Zawsze się szybko zniechęcałam...

Witam.
     Dzisiaj chciałabym Wam opowiedzieć coś o mnie. A raczej o mojej jednej cesze - bardzo szybko tracę zapał i się zniechęcam. Nie oznacza to oczywiście, że w tym miejscu będę kończyć prowadzenie bloga - zbyt dobrze się do niego przygotowałam, więc jeszcze trochę pociągnie. Ale przedstawię wam tutaj dwa fragmenty opowiadań z mojego poprzedniego bloga, którym dość szybko przestałam się interesować.
     Kiedy byłam mała zaczynałam chodzić na bardzo wiele dodatkowych zajęć - taniec, tenis, wokal, gitara. Ze wszystkiego rezygnowałam dość szybko. Chociaż w końcu za drugim podejściem zostałam na gitarze, której uczyłam się dwa lata po których zrezygnowałam z powodu natłoku zajęć, i na wokalu, który ciągnę do dziś. To oznacza, że jest jednak jakaś szansa, że może mi przejdzie to, że szybko przestaję się czymś interesować.
     Piszę dość dużo opowiadań, czy też może krótkich fragmentów wyrwanych z kontekstu, jednak nie ciągnę ich dalej z braku pomysłu, często też weny. Dlatego będę je zamieszczać tutaj, zaczynając od tych, o których wspomniałam już wcześniej.
Życzę miłej lektury.



Ciemne, deszczowe chmury snuły się nad ziemią, zwiastując deszcz. Miasto Kollinwall wyglądało tak, jakby pogrążone było w żałobie. Kondukt pogrzebowy zbliżał się do cmentarza. Uroczystość obchodzona była według tradycji nad grobem. Gdy kapłan zakończył swoją część, zapytał :
          - Czy ktoś chce wygłosić mowę?
Matka mówiła płaczliwym głosem, cała rodzina łkała. Tylko dwie kobiety stojące na uboczu, mimo smutku malującego się na ich twarzach, nie płakały. Stały się przez to obiektem plotek i krzywych spojrzeń.
Po przemowie matki, jedna z kobiet podeszła nad grób i ściskając w rękach nieznany nikomu ciemny przedmiot, powiedziała szeptem: „De meno caneay, me ra kona koloro*” i wrzuciła trzymaną rzecz do ziemi.
Gdy wróciła do swojej towarzyszki, ceremonia została kontynuowana. Pogrążeni w żalu żałobnicy nie zauważyli, że te dwie postacie zniknęły. Nikt nie widział także, że ciemny przedmiot zdematerializował się razem z nimi.

* Co ciągle niszczy, niech raz zbuduje.








- Jestem padnięta! - krzyknęła Marta, rzucając na łóżko pięć siatek z zakupami. - Nigdy więcej nie zabiorę Marcina na zakupy... Nie wytrzymam kolejny raz tego narzekania: „Kochanie, kiedy skończysz? A może pójdziemy coś zjeść? Pięknie Ci w tej bluzce, możemy już iść?”
- Ha ha ha – Ada popatrzyła kpiąco na siostrę – Dlaczegoż męczysz biedaczka w ten sposób? Inne ofiary były zajęte? - ze śmiechem uchyliła się przed rzuconym przez bliźniaczkę swetrem.
- Hej dziewczyny – ze strony drzwi dobiegł je głęboki, męski głos. Obróciły się obie jak na komendę i zobaczyły chłopaka, który uśmiechał się łobuzersko oparty o framugę – Chyba się zgubiłem, wiecie może, gdzie znajdę męski akademik? - zapytał uśmiechając się szerzej.


„A mamusia mówiła – nie ufaj nieznajomym”


* * *

Odgłos policyjnej syreny, dochodzący z terenu uczelni, sprawił, że oba akademiki wyszły, by zobaczyć kogo tym razem aresztują i za co. Adam i Marcin zrobili to samo. Gdy podeszli do radiowozu, zobaczyli zapłakaną dziewczynę, która opowiadała coś policjantowi.
- Madzia? - Adam podbiegł i objął ją, przerywając pytania funkcjonariusza – kochanie, co się dzieje?
- Proszę stąd odejść – zdenerwował się gliniarz – Muszę dokończyć przesłuchanie świadka.
- Niech on zostanie – słabo odrzekła Magda – Będę się czuła bezpieczniej.
- Dobrze – policjant skrzywił się nieznacznie. - Więc w jakim stanie zastała pani ofiary?
- Jak już mówiłam – zaczęła dziewczyna, nie zwracając uwagi na zaskoczenie Adama ani na to, że przysunął się do niej bliżej – obie były bardzo blade... białe wręcz. Marta leżała na ziemi przy drzwiach z przerażeniem na twarzy, a Ada siedziała uśmiechnięta na łóżku, kołysząc się w przód i w tył. - Magda wzięła głęboki oddech i kontynuowała – Gdy mnie zobaczyła... w drzwiach – przełknęła ślinę – zaczęła krzyczeć, a potem upadła na łóżko – łzy popłynęły jej po policzkach – Wtedy zadzwoniłam po pogotowie i policję... - ukryła twarz w koszulce Adama, który objął ją mocniej ramieniem, a na jego twarzy widać było w jak wielkim jest szoku.
Stojący nieopodal Marcin był blady jak ściana. Gdy sanitariusze wynosili Martę na noszach, podbiegł do nich i zaczął wypytywać, co z nią jest. Jeden z sanitariuszy ze smutną miną odsunął go i kazał jechać do szpitala za karetką, jeżeli chce się czegoś dowiedzieć. Widząc to, kumple chłopaka wzięli go pod ręce, usadzili na tylnym siedzeniu samochodu i pojechali za ambulansem.
Kiedy zamieszanie ucichło i radiowozy odjechały, ludzie zaczęli wracać do pokoi, rozmawiając szeptem. Magda i Adam dalej stali tam, gdzie zostawił ich policjant, mówiąc na odchodnym: „Zadzwonimy, gdy będziemy potrzebowali więcej wyjaśnień”.
- Kochanie – chłopak zaczął nieśmiało – chodźmy do pokoju. Wykąpiesz się, odpoczniesz. - gdy nie doczekał się reakcji z jej strony, wziął ją na ręce i zaniósł do swojego pokoju, wiedząc, że dziewczyna nie czułaby się dobrze, w jej pokoju, który sąsiadował z bliźniaczkami.
          Dotarłszy do pokoju przygotował Magdzie kąpiel i zostawił ją w łazience. Gdy przebrana wyszła, Adam przytulił ją i położył do łóżka. Usiadł przy niej i uspokajał łkającą cały czas Magdę, starając się sprawić, żeby zasnęła.


* * *


Gdy Łucja zobaczyła wynoszone na noszach bliźniaczki, odwróciła się i uciekła do lasu. Zwymiotowała w głębi i skuliła się w kłębek, czując jak ogarnia ją panika. W głowie układała plan ucieczki.
- Wiesz, że nie możesz – odezwał się tuż nad jej głową dobrze jej znany, aksamitny, męski głos.
Znasz go, tylko ty możesz go powstrzymać, potrzebujemy cię – dodał słodki, kobiecy. Właściciele tych głosów byli ubrani, jakby dopiero co byli na eleganckim przyjęciu. Chłopak miał na sobie czarny garnitur, a dziewczyna sukienkę do kolan w odcieniu błękitu.
- Dacie sobie radę sami – powiedziała Łucja, powoli się podnosząc. Patrząc na swoich towarzyszy poczuła lekkie ukłucie – wyglądali jak gwiazdy filmowe, a ona przy nich jak obdartus. Ubrana była w jeansy oraz bluzę dresową; obie te rzeczy były poplamione ziemią. Jej krótkie, brązowe włosy były powyginane na wszystkie strony. - Z resztą, jeśli stąd szybko nie odejdę, będą kolejne ofiary i...
- Gdziekolwiek nie pójdziesz, przyciągniesz tam śmierć, bo on i tak cie znajdzie i będzie zabijał niewinnych ludzi, żeby cie przestraszyć. - lodowato stwierdził chłopak. - Jeśli go teraz nie powstrzymamy, to nikt nigdy go nie złapie i pozostanie bezkarny.
- Siostrzyczko – odezwała się delikatniej dziewczyna. Była całkowitym przeciwieństwem Łucji – zawsze opanowana, wiedziała co powiedzieć. Również z wyglądu była inna; miała długie, blond włosy i niebieskie oczy. Chodzący ideał. - dobrze wiesz, że cię nie zostawimy. I Mateusz, i ja pójdziemy z tobą gdziekolwiek chcesz, ale uwierz nam, takie uciekanie nie ma sensu.
- Wiem Klaro – powiedziała Łucja patrząc blondynce w oczy – po prostu się boję.
- Nie masz czego – Mateusz lekko uśmiechnął się do dziewczyny – włos z głowy ci nie spadnie. Nam też – dodał, widząc jej wzrok. - Poza tym, właśnie jadą do nas posiłki w postaci Gerarda.
- Nie! - krzyknęła Łucja ze strachem wymalowanym na twarzy. - Po co go w to wciągnąłeś?! - dodała po chwili – Nie chciałam go narażać.
- Wsiadł do samochodu, jak się tylko dowiedział, nikt z nas mu o tym nawet nie mówił – usprawiedliwiał się chłopak – Nie mam pojęcia nawet skąd o tym wie. Dzwonił tylko do mnie, ze jest w drodze i beształ mnie, że jestem wredny, że mu nie powiedziałem itd.
- Łucjo – powiedziała Klara, przytulając siostrę – ten chłopak jest w tobie na zabój zakochany, ze wzajemnością, zresztą – puściła oko – więc to było pewne, że wcześniej czy później uda mu się ciebie znaleźć. I uwierz mi – dodała uspokajająco – nic go nie przekona do powrotu do domu, zwłaszcza teraz.

wtorek, 29 września 2015

O miłości głębokiej i słodkiej.

Witam.
     Dzisiaj chciałabym wam gorąco polecić książkę Rainbow Rowell pt. "Eleonora i Park". Jest to powieść, w której zakochałam się od razu po przeczytaniu. A oto jej recenzja, za słaba jak na wspaniałość tej opowieści:

Czy jest tutaj jakaś romantyczna dusza? Osoba spragniona opowieści poruszającej serce? Dziewczyna czekająca na księcia z bajki? Jeżeli tak,to jest to dla tej osoby idealna książka!
Sama jestem, co wielokrotne podkreślam, nieuleczalną romantyczką, więc każdej bratniej duszy w tym względzie polecam tę książkę. Pierwszą rzeczą, która przychodzi mi na myśl o tej opowieści, jest fakt, że jest ona bardzo słodka. Chyba nigdy wcześniej nie przeczytałam książki, która wydawałaby mi się tak urocza. Nie można powiedzieć, że znajomość bohaterów zaczyna się idealnie. Trudno też stwierdzić, by byli oni postaciami, którym niczego nie brak, czy też ideałami książkowymi. Wręcz przeciwnie.
Eleonora ma bardzo trudną sytuację w domu. Nie jest lubiana przez rówieśników - już pierwszy dzień w szkole wydaje jej się być najgorszym koszmarem. Jest bardzo cicha, zamknięta w sobie, czemu trudno się dziwić czytając o tym, co przeszła. Park jest za to zwykłym chłopakiem - nie bardzo popularnym, wolącym się nie wychylać, żeby nie zostać wyśmianym przez kolegów. Stara się wtapiać w tłum. Jego rodzice są bardzo wymagający.
Na początku książki nic nie zwiastuje, że te dwie osoby w ogóle kiedykolwiek nawiążą jakieś relacje. Powieść nie jest przewidywalna, pokazuje wiele problemów, których zazwyczaj nie ma w typowych książkach dla nastolatek. Gorąco polecam ją każdemu, gdyż jest nietuzinkowa i bardzo dobrze się ją czyta.

"Jest jedyny w swoim rodzaju - pomyślała. - I siedzi obok mnie. Wie, że spodoba mi się dana piosenka, jeszcze zanim ją usłyszę. Śmieje się, zanim dojdę do puenty. Na jego piersi jest takie miejsce, tuż pod gardłem, które sprawia, że pozwalam mu otwierać przede mną kolejne drzwi.
Jest jedyny."
Rainbow Rowell "Eleonora i Park"

wtorek, 22 września 2015

Bo imprezy czasem takie są...

 Witam. 
Dzisiaj chciałam się podzielić pewnym fragmentem, który niedawno napisałam. Pisząc go miałam nadzieję, że przestanę wciąż rozmyślać o tej sytuacji. W sumie łatwiej mi było stworzyć to na komputerze niż opowiedzieć ze szczegółami o co mi chodzi.
Jako mało towarzyska osoba rzadko wychodzę na jakieś imprezy. Jestem bardzo nieśmiała, więc nie najlepiej się na nich czuję. Aczkolwiek staram się przychodzić na spotkania klasowe, urodziny czy inne okazje. 
Opisywana w tym fragmencie impreza była urodzinami kolegi z klasy. Wybrał dość niebezpieczne miejsce do spożywania alkoholu, ponieważ siedzieliśmy na wielkich betonowych płytach porozrzucanych pod dziwnym kątem. Gdyby ktoś stracił równowagę, to nieszczęście murowane! Na całe szczęście nic nikomu się nie stało.
Wciąż mam mieszane uczucia, co do tego spotkania. Bawiłam się ogólnie dobrze tylko ten jeden moment był bardzo dziwny...
W każdym razie życzę miłej lektury.

„Co ja tu właściwie robię?” - pomyślała patrząc na uśmiechnięte twarze wokół niej. Nie znała nawet połowy gości na tej imprezie, a Ci, których kojarzyła, trzymali się w zbitych grupach, rzadko dopuszczając do siebie osoby z zewnątrz. Z resztą – po co się oszukiwać – sama i tak nie czuła się zbyt pewnie by do nich zagadać.
„Koniec z tym!” - postanowiła ruszając w stronę jednej z większych grupek. „Trzeba zwalczać nieśmiałość”. Usiadła wraz z ludźmi z równoległej klasy. Przyjęli ją od razu zagadując o zmianę fryzury. Po pewnym czasie poczuła się swobodniej, dzięki czemu nie żałowała swojej decyzji.
Gdy po jakimś czasie ludzie się wymieszali w grupkach dostrzegła siedzących niedaleko chłopców, których nie znała. Jeden z nich uśmiechnął się do niej przyjaźnie, po czym odpowiedział coś na zadane przez kolegę pytanie. Dziewczyna przemieściła się bliżej nich. Przyjęli ją entuzjastycznie do swojego grona i nalali zakrętkę wódki. Po pewnym czasie stwierdziła, że ten wieczór jednak nie jest tak zły, na jaki się zapowiadał.
Resztę imprezy spędziła w towarzystwie chłopaków, pijąc, śmiejąc się i rozmawiając z nimi. Od czasu do czasu przechadzała się wśród innych gości imprezy poznając nowych ludzi, dołączając do pogawędek lub też przypominając się starym znajomym. Była świadoma wpływu krążącego w jej organizmie alkoholu, wiedziała, że to jemu zawdzięcza większą pewność siebie, ale nie miała nic przeciwko.
Gdy słońce już zaszło, a impreza chyliła się ku końcowi zaczęła rozglądać się za solenizantem – kolegą z klasy. Nie mogąc go nigdzie znaleźć zeszła z wysokich kamieni i poszła poszukać chłopaka niżej, zastanawiając się czy przez przypadek nie wpadł do którejś z dziur wykopanych nieopodal. Błąkając się w ciemności w końcu go znalazła – siedział na studzience, a głowę trzymał na kolanach. Podeszła do niego z niepokojem pytając, jak się czuje. Usiadła obok i porozmawiała chwilę. Pożegnała się z nim wracając do reszty gości z nadzieją, że ktoś pomoże jej wyjść z lasu, gdzie miała po nią przyjechać siostra.
Dwóch chłopaków – jeden, z którym piła – zaoferowało się, że ją odprowadzi. Szli wesoło rozmawiając i szukając drogi wśród drzew. Kiedy wyszli zza drzew, dziewczyna zadzwoniła do siostry, która kazała jej chwilę poczekać. Towarzyszący jej koledzy zaoferowali, że poczekają wraz z nią.
Gdy jeden z nich się oddalił, ten drugi przybliżył się do dziewczyny i ją objął. Po chwili przysunął ją do siebie i zaczął całować. Spłoszona dziewczyna powstrzymała go i patrząc w oczy powiedziała: „Kacper, przestań, przecież my się nie znamy.”. W odpowiedzi chłopak wymówił jej imię i stwierdził, że więcej wiedzieć nie musi. Tym razem przysunął się bliżej, jedna ręką przytrzymał jej głowę, podczas gdy druga wędrowała w dół pleców, za pasek spodni... Dziewczyna odsunęła się i stanowczo powiedziała jedno słowo: „Nie”. Chłopak rzucił jej dziwne spojrzenie, ale w tej chwili zadzwonił jego telefon, więc odsunął się nieco i zaczął rozmawiać. W tym momencie z lasu wyłoniło się więcej postaci, więc nastolatka podeszła do nich, chcąc się znaleźć w pewnej odległości od kolegi. Jej umysł był zamroczony alkoholem, jednak była pewna, że nie chciała całować się z osobą, którą znała dwie godziny. Po chwili przyjechała siostra dziewczyny, więc ta pożegnała się z wszystkimi. Podchodząc do Adriana uśmiechnęła się nieśmiało i objęła go na pożegnanie. Nie potrafiła odczytać wyrazu jego twarzy, gdy szła do samochodu.
Po powrocie do domu stwierdziła, że gdyby nie alkohol, którego działanie wciąż odczuwała, to zapewne spanikowana uciekłaby od chłopaka. Analizując na trzeźwo tamtą sytuację miała mieszane uczucia – do niczego na szczęście nie doszło, ale napastliwość chłopaka trochę ją przeraziła.

poniedziałek, 14 września 2015

Klasyka.

Witam.
Dzisiaj przedstawię recenzję książki uznawanej za klasykę literatury polskiej. Chyba nie ma w naszym kraju osoby, która by nie słyszała o Henryku Sienkiewiczu i jego Trylogii. Jako że sama zaczęłam się interesować klasyka literatury zarówno polskiej jak i zagranicznej, to sięgnęłam po tę pozycję. Mam nadzieję, że przekonam wiele sceptycznie nastawionych osób, że twórczość Sienkiewicza jest warta poznania.


"Ogniem i mieczem" Henryk Sienkiewicz
Brzmi jak nuda, lektura szkolna, coś co trzeba przeczytać „na odwal się” byleby się nauczyciel „nie czepiał”? Niekoniecznie. Przyznaję, że ciężko mi było przebrnąć przez sposób pisania Sienkiewicza i jego obszerne opisy, ale było warto. Miałam motywację – obejrzany wcześniej film i słowa mojej siostry, która uważa, że są to bardzo fajne książki. Pomyślałam – co mi szkodzi? - i wzięłam się do czytania.
Będę szczera, za pierwszym razem utknęłam w około 10 rozdziale „Ogniem i mieczem” i dalej nie poszłam... Dopiero przy drugim podejściu udało mi się przeczytać w całości. Pierwsza część trylogii prezentuje historię młodego szlachcica, Skrzetuskiego, uwielbianego przez swojego wasala, księcia Jeremiego Wiśniowieckiego. Zapewne każdy, kto oglądał film, kojarzy tego młodzieńca, ale zna również Bohuna, jego rywala w miłości do młodej kniaziówny Heleny. Już w filmie młody kozak wydał mi się ciekawszą postacią niż rycerz książęcy. Był to jeden z powodów dla którego trwałam w czytaniu – chciałam dojść do fragmentów o Bohunie, jego pogoni za Heleną i szaleńczej wręcz miłości. Kolejnym powodem było to, że w pewnym momencie książki większą rolę zaczyna odgrywać pan Zagłoba, który jest postacią bardzo charyzmatyczną, pomysłową i ciekawą, władającą „ciętym dowcipem” i umiejącą wybrnąć z każdej trudnej sytuacji. Postać ta nadaje humoru całej książce napisanej przez Sienkiewicza.
Powieść w bardzo ciekawy sposób prezentuje również historię Powstania Chmielnickiego. Poznajemy każdego z historycznych bohaterów dokładnie, zaczynamy rozumieć ich działania, pobudki. Dzięki powieści można nauczyć się bardzo wiele o dziejach naszego narodu.
Polecam ją każdemu, kto pragnie zapoznać się z historią naszego państwa oraz tym, którzy po prostu poszukują ciekawego romansu z wartką akcją.

                                     

 "- Nie, nie! Kiedy my Bar brali, ja pierwszy wpadł do klasztoru, by jej przed pijanicami bronić i łeb strzaskać każdemu, kto by się jej dotknął, a ona się nożem pchnęła - i teraz o bożym świecie nie wie. Dotknę jej ręką, to się znów pchnie albo do rzeki skoczy, nie upilnujesz nieszczęsny!
- Ty w duszu Lach, nie Kozak, kiedy po kozacku nie chcesz dziewczyny zniewolić...
- Żeby ja był Lach! - zawołał Bohun - żeby ja był Lach!
I za czapkę obu rękoma się chwycił, bo jego samego ból chwycił.
- Musiała cię urzec ta Laszka - mruknęła Horpyna.
- Ej, chyba urzekła! - odrzekł żałośnie. - Niechby mnie pierwsza kula nie minęła, niechbym na palu sobacze życie skończył... Jednej ja chcę na świecie i ta jedna mnie nie chce!
- Durny! - zawołała z gniewem Horpyna - toć ty ją masz!
- Stulże ty pysk! - zawołał z wściekłością Kozak. - A jak się ona zabije, to co? ciebie rozerwę, siebie rozerwę, łeb o kamień rozbiję, ludzi będę gryzł jak pies! Ja by duszę za nią oddał, sławę kozacką oddał, uciekłby za Jarholik hen! od pułków za świat, aby z nią żyć, przy niej zdychać... Ot co! A ona się nożem pchnęła. I przez kogo? Przeze mnie! Nożem się pchnęła! słyszysz?"
Henryk Sienkiewicz "Ogniem i mieczem"

wtorek, 1 września 2015

Powrót do normalności.

Witam!
     Dzisiaj jest 1 września. Chyba każdemu ten dzień kojarzy się z jednym - powrotem do szkoły po dwu miesięcznych wakacjach. Innym może kojarzyć się jeszcze z czymś innym - jest to rocznica wybuchu II wojny światowej. W tym poście skupię się jednak na tym, że ta data oznacza powrót do szkoły.
     Kiedy byłam młodsza, na pytanie o ulubionego pisarza odpowiadałam: "Małgorzata Karolina Piekarska". Dlaczego? Ze względu na książki "Klasa pani Czajki" oraz jej kontynuację pt. "LOteria". Zaczytywałam się w nie z wielką przyjemnością a dzisiaj powróciłam do nich i jednocześnie przeniosłam się w czasie.
    Powieści opowiadają o codziennym życiu nastolatków, którzy w pierwszej części spotykają się w gimnazjum. Druga książka opowiada ich dalsze perypetie związane z uczęszczaniem do szkoły średniej.
    Autorka piszę książkę w formie zbioru krótkich opowiadań z całych trzech lat. Porusza w niej bardzo istotne sprawy dla młodego człowieka. Pokazuje wiele problemów wieku dorastania, np. brak akceptacji ze strony klasy, pierwsze związki, kłamstwa, trudne sytuacje w rodzinie.
     Moim zdaniem powieść ta jest bardzo pomocna przy wkraczaniu w wiek dojrzewania. Pokazuje nastolatkowi, że inni tez miewają podobne dylematy, problemy czy też sytuacje. Pomaga spojrzeć z odpowiedniej perspektywy na wiele spraw. Polecam ją każdemu nastolatkowi, jak również starszym, którzy chcą się cofnąć w czasie do wieku nastoletniego.


"Dopiero pod koniec drugiego dania Maciek ośmielił się znowu odezwać:
- Azaliż, waćpanna, nie gniewasz się?
- A zaliż ten talerz i zamknij się wreszcie - warknęła Kamila, a po chwili dodała: - Cny rycerzu.
Cała trójka ryknęła śmiechem"
Małgorzata Karolina Piekarska "Klasa pani Czajki"

wtorek, 18 sierpnia 2015

Bonjour!

Witam wszystkich zbłąkanych wędrowców zwiedzających internet!
Mam wielką nadzieję, że nie rozczarujecie się wpadając na chwilę w wir moich myśli.
Dzisiaj pragnę się podzielić recenzją, którą napisałam w maju tego roku. Będę się starała cytować je tutaj bez zmian, chociażby po to, by obserwować, jak zmienia się mój styl pisania.


Bram Stoker "Dracula"

Nie ma chyba osoby, która by nie słyszała o tej książce. Jako że ostatnio zainteresowałam się właśnie klasyką literatury, to sięgnęłam również po tą pozycję. Bardzo chętnie polecam tę książkę, ponieważ jest wspaniale napisana. Można w niej znaleźć wszystko – od ckliwego romansu, po kryminalną wartką akcję. Bohaterowie przeżywają zarówno rozczarowania, jak i spełnienia w miłości. Drżą ze strachu o swoich ukochanych i przyjaciół oraz robią wszystko, byleby ocalić siebie nawzajem od czyhającego niebezpieczeństwa.

Narracja jest pierwszoosobowa, historię poznajemy z fragmentów dzienników lub listów, dzięki czemu możemy poznać bardzo dobrze postacie, ich przemyślenia, stosunek do innych bohaterów oraz odczucia, które towarzyszą niecodziennym zjawiskom. Powieść przybliża czytelnikowi również życie i obyczaje ludzi, żyjących w XIX wieku.
Stoker stworzył pierwszego wampira – mroczną bestię, bez współczucia, łaknącą ludzkiej krwi. Polecam przeczytać tę powieść i i poznać pierwowzór monstrum, które teraz, przez popularność „Zmierzchu”, nie sprawia wrażenia przerażającego ani niebezpiecznego.