piątek, 7 października 2016

To dziwne uczucie...

     Pewien ciekawy mężczyzna polecił mi obejrzeć film pt. "American beauty". Szczerze powiedziawszy po przeczytaniu jego opisu na filmwebie nie zapowiadał się ani trochę ciekawie, raczej nie klasyfikował się do filmów, które byłyby w moim guście. Jednak ów osobnik poprosił, żebym jednak spróbowała go obejrzeć, a jeśli mi się nie spodoba, to do następnego będę mogła podejść krytyczniej. Jako osoba spełniająca prośby innych, spróbowałam...
     Na początku nie miałam zbyt dobrych przeczuć. Sceny marzeń jednego z bohaterów nie przemawiały pozytywnie do mnie. Jednak po pewnym czasie film zaczął mnie intrygować, dzięki wprowadzanym po kolei postaciom. Najbardziej godnym uwagi wydał mi się Ricky - pewny siebie, przerażający czasami swoją ekspresją, jednak raczej wzbudził we mnie pozytywne uczucia.
     Na początku filmu nie zwraca człowiek zbytniej uwagi na to, że bohaterowie często wypowiadają słowa, świadczące o ich największych kompleksach. Tymi, które pojawiają się najczęściej są "Nie ma nic gorszego niż przeciętność". Ogólna konstrukcja fabuły i wątków pokazuje pewne problemy postaci, chociaż ukrywają je, tak jak każdy człowiek. Postacie nie są udziwnione i o dziwno nawet pasują do dzisiejszych realiów.
     Opis na filmwebie jest moim zdaniem bardzo krzywdzący dla tego filmu. Jest to praktycznie jedno zdanie, dotyczące jednego wątku - teoretycznie głównego, jednak w pewnym momencie schodzącego nawet na dalszy plan. Na prawdę gdyby nie ten znajomy, nie przekonałabym się do obejrzenia go.
     Wciąż trudno mi dojść jakie wywołał on na mnie wrażenie. Czuję się dość... dziwnie. Trudno wyrazić to inaczej. Jednakże uważam film za godny uwagi, chociaż może nie za lekki i zabawny, jak został mi zaprezentowany (może to zależy od gustu...).