Witam!
Dzisiaj chciałabym podzielić się z Wami moimi wrażeniami po obejrzeniu znanego filmu Tima Burtona, jakim jest "Sweeney Todd: Demoniczny Golibroda z Fleet Street". Opowiada on historię mężczyzny, który podrzynał gardła swoim klientom podczas golenia, po czym ich ciała utylizował wraz z sąsiadką w formie mięsa do słynących na cały Londyn pasztecików.
Zacznę od obsady, do której należeli Johnny Depp i Helena Bonham Carter, aktorzy często wykorzystywani w Burtonowskich produkcjach. Jako że oboje bardzo lubię, to ich obecność była zachętą do obejrzenia tego filmu. Uśmiech szczęścia wzbudziło pojawienie się na ekranie Alana Rickmana, a moją sympatię już od pierwszej sceny zdobył Jamie Campbell Bower..
Film osadzony w XIX-wiecznej Anglii pod względem scenografii był bardzo dobrze zrobiony, ponieważ oddawał warunki Londynu, jak i wprowadzał w nastrój tajemniczości i zbrodni. Muzycznie również mi się podobał, ponieważ byłam mile zaskoczona słysząc jak dobrze Johnny Depp odnajduje się w musicalach. Sam pomysł przedstawienia tej, bądź co bądź, makabrycznej historii w sposób dość groteskowy, robiąc z niej komedię poprzez wypowiedzi aktorów, był bardzo udany, momentami można było się pośmiać z absurdów. Jednak w całym filmie było coś, co mimo wszystko pozostawiło pewne dziwne odczucia. Możliwe, że to fakt, iż wyobrażałam sobie jedzenie ludzkiego mięsa, a to obrzydzało mnie okropnie...
Mimo wszystko polecam to dzieło na nudne wieczory, kiedy ma się ochotę na odrobinę czarnego humoru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz