czwartek, 22 sierpnia 2019

Bunt!

Przeżywając swój bunt młodzieńczy po 20stce człowiek napotyka na pewne problemy. No... przynajmniej ja. 

Znam swoje ograniczenia.

Znam skutki swoich działań.

Potrafię się powstrzymać przed czymś, co przyniesie więcej szkody, niż pożytku.

Otoczenie jest raczej "wyszalane", preferuje spokojny styl życia. 

W tygodniu ludzie mają"studia", bądź "pracę", więc coraz ciężej się umówić, zwłaszcza na spontan.

Odkąd przeczytałam, że bunt młodzieńczy jest ogromnie ważnym etapem rozwojowym dojrzewającej jednostki, nie potrafię przestać myśleć o tym, że czegoś mi brak. W sumie może potrafię, gdy ostatnio odkrywam ten "bunt" jako niezbyt miłe zjawisko, polegające na częstszym wkurwie, gdy w grę wchodzi moja niezależność, bądź nawet przyziemna kwestia jedzenia. Problem leży też w dysonansie pomiędzy dorosłością a samodzielnością - wciąż, mimo chęci, nie odciągam tego drugiego. A irracjonalne przeczucie, że bez jednego nie ma drugiego, powoduje tym większą frustrację. 

Nie sądzę by to nie był czas na bunt. W końcu każdy dobry. Ale trzeba umiejętnie to rozwiązać. Czy to robię... nie wiem. Ale jakie to ma znaczenie?

wtorek, 6 sierpnia 2019

O książkach słów kilka

Jestem uzależniona od emocji. Brzmi trochę dziwnie, ale już tłumaczę. Czytam bardzo wiele książek, chociaż ostatnio się trochę opuściłam. Najszybciej "połykam" książki, które dostarczają mi ogromnej ilości emocji podczas czytania. Nie wiem jak one to robią, jaką cechę wspólną prezentują, ale takie właśnie są niektóre z nich. Ale ten post nie będzie o moich emocjonalnych fazach podczas czytania. Chciałam poruszyć temat "snobizmu" książkowego. 

Cóż kryje się pod tym pojęciem? Wiele osób zapewne spotkało się z tym, że ktoś podczas rozmowy o książkach, jakąś traktował jak nic nie wartą - nie warto nawet sięgać po nią, poświęcać jej czasu. Taką pozycją wśród książkowych snobów na pewno jest seria "50 twarzy Greya". Bo literatura powinna być głęboka, światła, a to zwykły ogłupiacz dla mas!

Nie szufladkuję literatury. Każda ma jakąś swoją funkcję. Dla mnie książki pogardzane przez "snobów" jak wymieniony Grey, powieści Blanki Lipińskiej, saga "Zmierzch" czy wattpadowskie opowiadania są tym, co dostarcza mi mojego emocjonalnego haju. I o ile jestem sfrustrowana przez idiotyzmy i nieścisłości, to wciąż przeżywam mocno historie i to nawet po zakończeniu czytania. Dlatego gdy mam ochotę oderwać się od swojej codzienności i przeżyć coś mocniej, wracam do tych przeczytanych pozycji. 

Jednak nie tylko ta literatura potrafi sprawić, że dostanę emocjonalnego kopa - są też powieści, które nie frustrują mnie swoimi błędami i naprawdę je lubię za styl, fabułę i emocjonalność. Z drugiej strony nie mam zamiaru zachwycać się "Wichrowymi wzgórzami", bo nie potrafię zrozumieć co w nich jest takiego wspaniałego. Inna rzecz, że staram się przeczytać książkę zanim się o niej wypowiem, bo każda jednak ma jakiś swój czytelniczy smaczek.

Dlaczego piszę ten post? Bo chciałabym, żeby ludzie nie oceniali się po literaturze, nie oceniali literatury bez czytania i nie szufladkowali do kategorii "beznadzieja z niższej ligi", bo jestem zdania, że każda książka ma jakąś swoją funkcję czytelniczą, a poznać ją możemy dopiero podczas czytania. 

Na zakończenie chciałabym podać parę ostatnio przeczytanych przeze mnie książek i funkcje, jakie miały dla mnie, jako czytelnika:

"Małe życie" Hanya Yanagihara - książka pokazująca, że nic z przeszłości nie musi nas definiować, że warto zaufać przyjaciołom. Jest to też jedna z niewielu książek, o których mówię, że są po prostu piękne.

"Trylogia czarnego maga" Trudi Canavan - to jedna z tych książek, które są dobrze napisane, fabuła super skonstruowana (poza zakończeniem całej trylogii, które mogłaby diametralnie zmienić jedna nie za głupia decyzja!!!), a jest równocześnie moim emocjonalnym narkotykiem. Z tej trylogii nie mogłam się otrząsnąć przez jakiś tydzień!

"365 dni", "Ten dzień" Blanki Lipińskiej - to jest już mój typowy emocjonalny narkotyk, przy którym okropnie denerwowałam się nieskładnością fabuły, irracjonalnością zachowania bohaterów czy też tak podstawową rzeczą jak sposób pisania dialogów (przynajmniej w pierwszej części), gdzie ciężko odróżnić czy ktoś wypowiada to na głoś, czy to jeszcze jego myśli. No ale cóż, taką jedną książkę połykam w 5 godzin. 

"Pacjentka" Alex Michaelides - thriller psychologiczny, który przeczytałam w jeden dzień. Bardzo wciągający, pełen zwrotów akcji. Zakończenia kompletnie się nie spodziewałam. Gorąco polecam!

piątek, 2 sierpnia 2019

Taka całkiem stara.

Spojrzałam dzisiaj na wpis w moim nowym pamiętniku, jakoś sprzed miesiąca, może dwóch. Pomyślałam: "jeju, cały czas zdarza mi się wpadać w ten zawodzący ton, co 5 lat temu" - oczywiście był to wpis emocjonalny, gdzie czułam się zraniona i niezrozumiana przez otoczenie. Potem jednak do mnie dotarło, że przecież taka jestem, od pięciu lat nie zmieniłam tożsamości, wciąż jestem sobą. Owszem, wiele rzeczy się zmieniło, dużo przepracowałam, moje podejście do samej siebie jest całkowicie inne niż to sprzed lat, ale wciąż jestem tą samą osobą. 

I nie chcę być posądzona o bycie zwolennikiem teorii, że ludzie się nie zmieniają. Moim zdaniem cały czas pod pewnymi względami są zmienni. Ale niektórych rzeczy nie zmienią - nie chcą, nie muszą, nie potrafią, tak po prostu jest. U mnie jest to emocjonalność, pewna skłonność do dramaturgii, chęć bycia w centrum uwagi przy równoczesnej dozie nieśmiałości i wiele innych. Nad niektórymi chcę i mogę pracować, inne akceptuję, niektórych pewnie nie zauważam. Kształtuję człowieka, którym chcę być i akceptuję tego, którym jestem. I, chociaż może to zostać różnie odebrane, lubię siebie! A powoli zaczynam rozumieć, że nie wszyscy muszą mnie lubić, bo nie jestem pomidorową! (to piękne porównanie skądś jest zaczerpnięte, jednak nie jestem w stanie podać źródła :c)

Teraz wracam tutaj, po (ponad) roku, żeby dalej odsiewać nadmiar niepotrzebnych myśli. Nie powiem, że wracam nowa i odmieniona, bo to nie prawda. To wciąż stara ja, chociaż z nowym sposobem myślenia. Za mną wiele godzin pracy nad sobą i parę odkryć, które przyszły na terapii. Jednak staram się wydobyć prawdziwą mnie spośród wszystkich przyjmowanych ról, bo zmęczyło mnie już ich granie...