Spojrzałam dzisiaj na wpis w moim nowym pamiętniku, jakoś sprzed miesiąca, może dwóch. Pomyślałam: "jeju, cały czas zdarza mi się wpadać w ten zawodzący ton, co 5 lat temu" - oczywiście był to wpis emocjonalny, gdzie czułam się zraniona i niezrozumiana przez otoczenie. Potem jednak do mnie dotarło, że przecież taka jestem, od pięciu lat nie zmieniłam tożsamości, wciąż jestem sobą. Owszem, wiele rzeczy się zmieniło, dużo przepracowałam, moje podejście do samej siebie jest całkowicie inne niż to sprzed lat, ale wciąż jestem tą samą osobą.
I nie chcę być posądzona o bycie zwolennikiem teorii, że ludzie się nie zmieniają. Moim zdaniem cały czas pod pewnymi względami są zmienni. Ale niektórych rzeczy nie zmienią - nie chcą, nie muszą, nie potrafią, tak po prostu jest. U mnie jest to emocjonalność, pewna skłonność do dramaturgii, chęć bycia w centrum uwagi przy równoczesnej dozie nieśmiałości i wiele innych. Nad niektórymi chcę i mogę pracować, inne akceptuję, niektórych pewnie nie zauważam. Kształtuję człowieka, którym chcę być i akceptuję tego, którym jestem. I, chociaż może to zostać różnie odebrane, lubię siebie! A powoli zaczynam rozumieć, że nie wszyscy muszą mnie lubić, bo nie jestem pomidorową! (to piękne porównanie skądś jest zaczerpnięte, jednak nie jestem w stanie podać źródła :c)
Teraz wracam tutaj, po (ponad) roku, żeby dalej odsiewać nadmiar niepotrzebnych myśli. Nie powiem, że wracam nowa i odmieniona, bo to nie prawda. To wciąż stara ja, chociaż z nowym sposobem myślenia. Za mną wiele godzin pracy nad sobą i parę odkryć, które przyszły na terapii. Jednak staram się wydobyć prawdziwą mnie spośród wszystkich przyjmowanych ról, bo zmęczyło mnie już ich granie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz