środa, 7 września 2016

Przemyślenia ze słonecznego Korfu.

     Mając ogrom czasu, podczas którego głównie się siedzi i kontempluje rzeczywistość, można zauważyć ciekawe rzeczy i dojść czasem do zaskakujących wniosków. Barman z plaży może okazać się sympatyczny, a nie tylko przerażający swoją bezpośredniością. Kelner z hotelu nagle przeistacza się w "tego jedynego", "miłość na całe życie" - niestety jednostronną i niepopartą żadną znajomością charakteru. Czas, mimo szczerych chęci, wciąż pogania, chociaż nie ma się gdzie spieszyć! Uciekanie od rzeczywistości wcale nie uwalnia od stresu. Nic nie jest takim, jakim wydawało się na początku...
     Są takie dni, kiedy człowiek zostaje zmuszony do pozostania sam ze sobą, swoimi myślami, wyrzutami, nadziejami i marzeniami - nie zawsze podoba mu się to, co widzi. Takie refleksje naszły mnie podczas kolejnego popołudnia spędzonego na basenie, na zmianę opalając się i chłodząc. Myślałam, że wyjazd będzie zbawieniem, odpoczynkiem od tych wszystkich ludzi i związanego z nimi stresu, ale myliłam się okropnie - okazało się, że, gdy tylko ich zabrakło, zaczęłam tęsknić tak mocno, że nie podejrzewałam siebie o to nawet w snach.
     Teoretycznie odpoczywałam całe dnie nie robiąc nic, poza leżeniem na słońcu, czytaniem książek lub okazjonalnym łapaniem internetu, w celu kontaktu z tymi, od których teoretycznie uciekłam. Jednak wciąż podskórnie miałam wrażenie, że zaraz muszę się poderwać, gdzieś pędzić przed siebie, coś zrobić, coś załatwić, pomóc, mimo że nic takiego nie miało nawet sensu! Byłam oddalona od wszystkich kilometrami, na wyspie, gdzie nikt nie mógł mnie dosięgnąć, a ja nic nie mogłam dla nikogo zrobić, jednak i tak wciąż pozostawał ten niepokój i stres...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz