Miłość... To uczucie jest tym, czego pragnie chyba każdy człowiek w swoim życiu, nawet jeśli nie do końca zdaje sobie z tego sprawę. Głęboko zakorzeniona potrzeba bycia kochanym oraz kochania. Posiadania kogoś, dla kogo gotowy byłby skoczyć w ogień, kogo szczęście jest jednym z jego priorytetów. Jednak dziwne to jest uczucie, a jego specyfika potrafi zadziwić wszystkich...
Nie będzie tu mowy o romantycznym "zakochaniu" czy "zauroczeniu". Nie chcę poruszać tematu miłości zaślepionej, ani idealnej. Chciałabym pochylić się nad tym rodzajem, który dotyczy każdego z nas - nad miłością codzienną. Może to być uczucie żywione do mamy, taty, babci, cioci, rodzeństwa, wujka, kuzyna, albo nawet przyjaciółki/przyjaciela, który jest bliski jak rodzina, a może nawet bardziej...
Dlaczego ten rodzaj? Bo on potrafi być najpiękniejszy. Przyjaciel ostatnio napisał do mnie: "Przecież nie przestajesz kochać matki tylko dlatego, że stała się alkoholiczką!". Mimo absurdu całej sytuacji, w której te słowa zostały wypowiedziane, to jednak dostrzegłam w nich prawdę. Dobrze, są ludzie, którzy nienawidzą swojej rodziny, a to uczucie jest głęboko zakorzenione i spowodowane wieloma ranami. Jednak jeśli człowiek kiedykolwiek kogoś prawdziwie kochał, to raczej to uczucie nie zniknie nigdy całkowicie, pozostanie pewien sentyment... Jednak również nie o tym chciałam tutaj pisać. Nie o stracie bliskich, ale o ich ciągłej obecności, pomimo zadawanych ran. Bo to również może boleć...
Myślę o uczuciu do osoby, która jest częścią twojego świata, mimo że potrafi zniszczyć twój dobry nastrój w sekundę, nawet o tym nie wiedząc...
Kiedy nawet szczęśliwa wracasz do domu, myślisz jak sprawić by ten dzień był lepszy, a tam zastajesz atmosferę zdenerwowania, a z innego pokoju co chwilę słyszysz przekleństwa - a przecież nic takiego się nie stało.
Kiedy zrobiłaś coś głupiego, albo coś zepsułaś, może nawet sobie zaszkodziłaś, ale potrafisz sprowadzić to do porządku dziennego, aby nie dręczyć się wyrzutami sumienia, wrednymi myślami, poza tą jedną - ktoś się zdenerwuje, będzie krzyczeć, mimo że sama wiesz, że nic takiego się nie stało, że sobie poradzisz ze skutkami, konsekwencjami, nawet tymi najgorszymi. Wtedy tą najgorszą konsekwencją staje się jego gniew.
Kiedy nie chcesz się za bardzo przejmować przyszłością, bo strach przed nią cię paraliżuje; wiesz, że tak czy siak dasz z siebie wszystko, ale zadręczanie się w tym momencie przyszłymi wydarzeniami sprawi, że koniec końców nie zrobisz nic dobrego dla siebie, a ktoś wciąż ma wobec ciebie wygórowane oczekiwania, stawia cię w dokładnie tej paraliżującej sytuacji, w której nie chcesz być. Nie daje ci działać, żyjąc w zgodzie ze samym sobą.
Kiedy coś cię gnębi i dręczy, chcesz o tym porozmawiać, zwierzasz się, a ktoś bagatelizuje twoje sprawy cały czas skupiając się tylko na swoich. Masz nawet wrażenie, że kompletnie nie zwraca uwagi na to, co właśnie powiedziałaś. Wciąż wraca do swoich spraw, okazując brak zrozumienia.
Wtedy zastanawiasz się co jest nie tak, dlaczego otaczasz się ludźmi, których masz dosyć, nie chcesz widzieć, bądź którzy najwyraźniej mają dosyć ciebie... Ale potem wzburzone uczucie przechodzą, patrzysz na wszystko chłodno i widzisz jednak całą prawdę. Myślisz, jak bardzo uczucia wpływają na twój stosunek do drugiej osoby...
Bo przecież robi to dla ciebie i potrafi zawołać cię tylko po to, żebyś siedziała i rozmawiała. A gdy ty sama w złym nastroju przygotowujesz coś przychodzi, żeby poprawić ci nastrój.
Bo mimo krzyczenia o wszystko, nawet głupoty, potrafi przyjść, przeprosić, aby innym razem, gdy będziesz leżeć w gorączce latać po całym mieście, żeby znaleźć akurat to, na co masz ochotę. Bo stara się z całych sił utemperować burzliwy charakter i zmienić reakcję. Bo kiedy psujesz sprzęt kuchenny plus prąd w całym pionie, po czym dzwonisz skruszona przyznać się do tego potrafi zareagować spokojnie, pocieszyć, pomartwić się o ciebie na pierwszym miejscu, a potem udawać przed sąsiadami, że nie ma pojęcia dlaczego taka awaria miała miejsce.
Bo potrafi ci powiedzieć w momencie zwątpienia w siebie - hej! czym się martwisz? jesteś w tym dobra, poradzisz sobie. Bo mimo wielkich oczekiwań, ma również ogromną wiarę w twoje możliwości. Bo chce, żebyś była szczęśliwa, tylko motywacja nie wychodzi tak jak powinna. Bo wszystko co robi ma na celu zadbanie o ciebie i twoją przyszłość, żeby okazała się mniej przerażająca.
Bo potrafi cie wspierać nawet, gdy popełnisz największą życiową głupotę. Bo sprowadza wszystkie wielkie tragedie do właściwych rozmiarów, uświadamiając ci, jak to nie warto się nimi przejmować. Bo zna cię na wylot i potrafi przewidzieć twoje reakcje. Bo może wieszać z tobą psy na głupim kolesiu, który nic nie rozumie i nie docenia. Bo będzie potrafić pomóc ci się ze wszystkim uporać.
I możesz tego czasem nie zauważyć, ale zmieni się dla ciebie. Może wpadając od czasu do czasu nie zarejestrujesz tego, że krzyczy ciszej, wyklina mniej, naciska słabiej, słucha bardziej. Jednak kiedy się bliżej przyjrzysz, odstawisz emocje na bok, porównasz z przeszłością, to zobaczysz to wszystko. Docenisz. Zrozumiesz. A przez to pokochasz jeszcze bardziej!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz