wtorek, 24 listopada 2015

Każdy się rozwija.

Witam!
     Dzisiaj chciałabym powrócić do poruszanego już przeze mnie tematu serii pani E. L. James. 10 września była polska premiera jej nowej książki, pt. "Grey", która opowiada dokładnie tą samą historię, co "50 twarzy Grey'a", tyle że z perspektywy tytułowego Christiana Greya. Tydzień po premierze zainteresowałam się tą pozycją i muszę przyznać, że zauważyłam wyraźną poprawę krytykowanego przeze mnie stylu pisania pani James, który z części na część jest coraz bardziej poprawny.
     W tej powieści nie znajdziemy określeń typu "tam na dole", czy jakiegokolwiek skrępowania przy nazywaniu ciała. Christian nazywa rzeczy po imieniu, czasami nawet w dość wulgarny sposób. Aczkolwiek nie można powiedzieć, że nie ma czegoś, do czego się przyczepie. W tym przypadku jest to "mhrook", o których Christian wspomina co chwilę. Mówi o sobie, że jest potworem, ma mroczną duszę, umysł i serce. Nie myślcie jednak, że przyczepiam się do tego dla zasady. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby autorka użyła tego przymiotnika raz, w odniesieniu do wszystkich tych rzeczy. Ale Christian mówi o "mroku" zdecydowanie zbyt często według mnie.
     Ta powieść podoba mi się jednak o wiele bardziej niż poprzednie części serii. Nie ukrywam, że uwielbiam Christiana, a widzenie świata jego oczami jest według mnie o wiele ciekawsze niż spojrzenie wiecznie niezdecydowanej Any. Książka pozwala poznać Christiana, jego myśli, zachowania, wpływ ukochanej. Bardzo wiele możemy się dowiedzieć o bohaterze historii dzięki jego snom, które są wspomnieniami lub krótkim retrospekcjom. Widzimy jak wyglądało jego życie przed adopcją przez Grey'ów, późniejsze lata dzieciństwa z Eliottem, potem również Mią. Możemy poznać jego relacje z Eleną i Leilą. Zdajemy sobie sprawę skąd się bierze jego "popieprzenie na pięćdziesiąt sposobów" i jakie wydarzenia miały na nie wpływ.
     Rzeczą, która trochę mi przeszkadzała, jest wykreowanie Christiana na nimfomana, który praktycznie cały czas myśli o seksie, oczyma wyobraźni widzi różne "scenariusze", które chce przerobić z Aną. Prawdę mówiąc w początkach tej historii, gdzie było najwięcej scen seksu opisanych, najbardziej mi to przeszkadzało, gdyż pokazywało to, że ich relacje opierają się wyłącznie na seksie i nawet za bardzo siebie nie znają, nie rozmawiają ze sobą. Czasem Ana zadaje jakieś pytania, aczkolwiek traktujący seks jako broń i obronę Christian zbywa je stosunkiem. A czy to w ogóle możliwe, żeby 27 - letni mężczyzna tak często się podniecał różnymi drobiazgami?
     Podsumowując mój wywód odnoście tej powieści, dochodzę do wniosku, że podoba mi się o wiele bardziej patrzenie na tą historię z perspektywy skomplikowanego Grey'a, patrząc na świat jego oczami, poznając jego myśli i przeszłość, niż skrępowanej, niezdecydowanej Anastasii. Książkę polecam gorąco, jeżeli ktoś chce poznać tę historię, to bardziej niż części z perspektywy Any.
     Na koniec chciałabym się podzielić z Wami piosenką z filmu, która bardzo mi się podoba:
                         https://www.youtube.com/watch?v=OrHds_IL6ZA

(czy tylko mnie dziwi zielone oko na okładce, skoro Christian miał szare, a Ana niebieskie?)


" Przed oczami staje mi ostatni miesiąc: jej wtargnięcie do mojego gabinetu, skrępowanie w Clayton's, jej dowcipne, złośliwe maile, jej niewyparzona buzia... jej śmiech... jej krnąbrność, jej odwaga - i uświadamiam sobie, że podobało mi się to wszystko, podobała mi się każda jedna spędzona z nią minuta. To, jak mnie złościła, rozpraszała, śmieszyła, jak była zmysłowa i cielesna - tak, podobało mi się wszystko. Odbywaliśmy razem niezwykłą podróż oboje - a ja z całą pewnością."
E. L. James "Grey"

środa, 18 listopada 2015

Nienawidzę komedii romantycznych...

Witam.
     Dzisiejszy post wbrew pozorom nie będzie wcale przeklinaniem komedii romantycznych. No dobra, może trochę. Mimo wszystko może zaskoczę was jedną rzeczą - lubię te filmy. Oglądam je namiętnie, mimo przewidywalnej fabuły i nierealnych wydarzeń. Uwielbiam patrzeć na te romantyczne sceny, przez które mój umysł oddaje się marzeniom. I dlatego właśnie komedie romantyczne są złem wcielonym!
     Po obejrzeniu takiego filmu dziewczyny wyobrażają sobie, że faceci będą romantykami - a najczęściej nie są. Czekanie na księcia z bajki to wspaniałe zajęcie, ale nie należy oddawać mu się zbyt długo. Trzeba pamiętać, że szansa na miłość jak z filmu jest minimalna.
     Około rok temu podobne rozmyślenia natchnęły mnie do napisania dwóch poniższych fragmentów. mam nadzieję, że przypadną Wam do gustu.

- Nienawidzę cię – powiedziała patrząc mu prosto w oczy.
- Dlaczego? - zapytał zdziwiony.
- Bo tak bardzo mnie do siebie przywiązałeś – łzy popłynęły jej z oczu. - Bo żyję tylko, gdy rozmawiamy; bo, gdy nie jesteś obok, czekam na wiadomość od ciebie, jak na zbawienie; bo cierpię, kiedy spotykasz się z kimś innym; bo myślę o tobie nie mogąc zasnąć; bo całe może życie kręci się wokół ciebie; bo głowę mam pełną myśli, które uznaję za bezwartościowe, gdy jesteś na tyle blisko, by je wyznać; bo nie będąc blisko ciebie czuję fizyczny ból; bo... - chłopak przytulił ją przerywając ten monolog.
- Też cię kocham – szepnął jej do ucha – i nie widzę świata poza tobą.



Romantyzm, miłość, komedie romantyczne, zakochani, para, szczęście, serce, walentynki, kwiaty, ukochany... Rzygać mi się chce, gdy na to patrzę, gdy o tym słyszę. Ludzie oglądając filmy pełne romantycznych sytuacji i czytając romanse są oszukiwani. Zwłaszcza kobiety. Wierzą, że przystojny szef zakocha się w nich, gdy tylko przyjdą do pracy, a tymczasem zwracają na nie uwagę tylko nieatrakcyjni współpracownicy. Nie, to też jest przesada, tylko w drugą stronę. Życie to nie kadr z filmu. A tak wiele dziewczyn o tym marzy...- Halo! Słuchasz mnie w ogóle?! - Agata przerwała moje myśli krzycząc, że nie zwracam na nią uwagi.- Nieprawda! - odkrzyknęłam. Nie, nie jesteśmy głuche, nie to jest powodem podniesionego głosy. Po prostu nie da się nic usłyszeć, gdy pociąg przejeżdża ci tuż nad głową. - Tylko teraz się zamyśliłam. - dodałam już normalnie, gdy znów ogarnęła nas cisza.Siedziałyśmy we wnęce znajdującej się pod mostem, na którym mieszczą się tory. Lubimy to miejsce, ponieważ jest tu cicho, nie licząc momentu, gdy przejeżdża pociąg – co zdarza się najwyżej raz dziennie.- Ostatnio często ci się to zdarza – moja towarzyszka popatrzyła na mnie przenikliwie swoimi zielonymi oczami. - Uważaj, bo niedługo i ja uwierzę, że marzysz potajemnie o Marcinie – roześmiała się, ale w jej oczach wciąż widoczne było zatroskanie.Agata Szmit jest moją najlepszą przyjaciółką od przedszkola. Zna mnie tak dobrze, że często odnoszę wrażenie, iż czyta mi w myślach. Jest bardzo piękną dziewczyną – nic dziwnego, że wszyscy faceci z naszej szkoły ją adorują. Ma długie blond włosy i duże zielone oczy. Dobrze się uczy, jest w drużynie siatkarskiej, można na nią zawsze liczyć i potrafi się zabawić. Jest chodzącym ideałem i najbardziej kochaną osobą na świecie.- No, nie przesadzaj. - starałam się na nią nie patrzeć, bo pod jej spojrzeniem czułam się tak, jakby prześwietlała mnie na wylot.Marcin Kellet, którego mi wypomniała przyjaciółka – jest nowy w naszej klasie. Ma krótkie kasztanowe włosy i oczy kolorem przypominające płynną czekoladę. W pierwszym tygodniu swojego pobytu w szkole rozkochał w sobie wszystkie dziewczyny, a w drugim został wrogiem publicznym numer jeden. Wszystko przez to, że dał kosza miss szkoły – Oli Kocjan, która w afekcie rozpuściła o nim okropne plotki. Większość jej uwierzyła i odwróciła się on nowego. Przez to, że ja się dalej z nim kumpluję, Paula, najlepsza przyjaciółka Olki, rozpowiada, że pragnę go w sobie rozkochać, co jest oczywistą bzdurą! No, dobra, może trochę mi się podoba, ale bez przesady – jesteśmy w tylko kolegami.- Wpadłaś po uszy – stwierdziła Aga po chwili.- Co? - udałam głupią.- Zabujałaś się w nim – powiedziała dziewczyna z pewnością w głosie – co widać po twoim zachowaniu, gdy się o nim wspomina.- Kumplujemy się, okej? To się raczej nie zmieni. - nie żebym nie chciała, dodałam w myślach. Jednak miałam tę pewność, bo wiedziałam, że podoba mu się inna dziewczyna.- Dobra, nie było tematu. - Aga patrzyła na mnie ze zrozumieniem. To było w niej najlepsze – nie drążyła, tylko starała się zrozumieć. - Czas się zbierać. – stwierdziła po spojrzeniu na zegarek. - Zaraz przyjedzie do mnie babcia. - powiedziała i zaczęła zbierać swoje rzeczy.Wracając do domu rozmawiałyśmy o planach na weekend. Miałyśmy zamiar jechać w góry, alby zdobyć najbliższy szczyt, a w kolejnych latach wspinać się dalej. 

wtorek, 10 listopada 2015

Bo na papierze jest mniej straszne.

Witam.
     Czasami człowieka dopada irracjonalny lęk. Boi się czegoś, co sam stworzył we własnej głowie. Dlatego właśnie, gdy ja coś takiego wymyślę, zapisuję to szybko, bo na papierze jest tylko kolejną przeczytaną historią.
     Kiedyś bardzo lubiłam czytać takie straszne historie. Wtedy właśnie trafiłam na ten blog: "Slenderman". Polecam go, mimo że jego autor stracił nim zainteresowanie już jakiś czas temu.
     Dzisiaj chciałabym się podzielić z Wami pewną historią, która nawiedziła mój umysł wieczorem, kiedy wracaliśmy do domu samochodem z rodziną. Zapisałam ją dokładnie 11 września 2012 roku.

Ciemna noc. Po pustej ulicy prowadzącej przez las jedzie samochód. Panuje w nim cisza, ponieważ piętnastoletnia dziewczyna siedząca na tylnym siedzeniu śpi. Jej rodzice spoglądają na nią raz po raz z uśmiechem.W pewnym momencie nastolatka budzi się usłyszawszy lekkie tupnięcie, jakby coś usiadło na tylnej szybie. Obraca się i widzie wielkiego czarnego potwora przyczepionego do drzwi bagażnika. Istota ta posiada szponiaste ręce i nogi oraz wielkie czerwone ślepia. Dziewczynka nie może przestać patrzeć jej prosto w oczy.Gdy po chwili matka spogląda na tyły samochodu zauważa, że jej córka zniknęła. Zaczyna panikować i razem z mężem przeszukują auto. Przez chwilę mignęło im coś czerwonego, ale zajęci szukaniem córki nie zwrócili na to uwagi.Po powrocie do samochodu, gdy zrozpaczeni postanawiają zadzwonić na policę, zauważają swoją córkę śpiącą na tylnym siedzeniu. Zastanawiając się nad tym, jak to zdarzenie jest możliwe, nie widzą, że dziewczynka otworzyła oczy i wpatruje się w nich pustym wzrokiem. Jej tęczówki są czerwone.


sobota, 7 listopada 2015

Podziemni, Przyziemni i Nefilim...

Witam.
     Dzisiaj chciałabym opisać to, jakie wrażenie wywarły na mnie opowieści opisywane przez Cassandrę Clare w serii "Dary Anioła" oraz w książce "Kroniki Bane'a".

Zacznę od 'Darów Anioła":
     Przeczytałam tę serię dwa razy - nigdy do końca. Za pierwszym razem włącznie z czwartą częścią, potem bez niej. Sięgnęłam po tę pozycję z ciekawości - najpierw widziałam fragmenty filmu, potem cały film. Mam wielką słabość do fantastycznych opowieści, więc nic dziwnego, że ta również mnie zainteresowała. Inną sprawą było to, że (UWAGA SPOJLER) chciałam się dowiedzieć, czy Clary i Jace na pewno są rodzeństwem.
     Część pierwsza była bardzo ciekawa, wciągająca. Zakończenie denerwujące, gdyż wątek miłosny w tej powieści był bardzo obiecujący. Jednak niestrudzenie brnęłam przez dwie następne części, chcąc rozwiązać swój początkowy dylemat. Czytając serię drugi raz byłam sfrustrowana ilością momentów, gdy różni bohaterowie byli na granicy wyznania prawdy tym biednym nastolatkom, którzy uważali swoją miłość za zakazaną. Za drugim razem nie zdecydowałam się na przeczytanie czwartej części, ponieważ moim zdaniem po trzeciej powinna się powieść zakończyć. W następnej części opowieść robi się jeszcze bardziej dziwna, powymyślana, wręcz absurdalna. Widać, że jest to już dorabianie części, bo skoro są popularne, to opowieść powinna trwać.
     Część czwarta nie wydała mi się godną uwagi. Jeżeli ktoś chciałby przeczytać tę serię, to proponuję zatrzymać się na trzeciej części, albo chociaż zdać sobie sprawę, że w czwartej wchodzimy w świat jeszcze większych udziwnień.
     Ogólnie pomysł pani Clare bardzo mi się podoba - stworzenie rasy Nefilim, walka z demonami, zmieszanie wszystkich magicznych światów - zawsze miałam słabość do takich rzeczy. Dodatkowo romantyczny wątek powieści był nietuzinkowy, miał swoją specyficzną aurę.
     Jeśli ktoś ma ochotę przeczytać fantastykę, przenieść się do świata magii, poznać wiele ciekawych stworów i wpaść w pułapkę więzów miłości i nienawiści, to polecam tę serię.

     Jeśli chodzi o "Kroniki Bane'a" to dostałam ten zbiór opowiadań na urodziny od przyjaciółki, która zapamiętała, że Magnus Bane był moją ulubioną postacią w serii pani Clare. Przeczytałam je z wielką przyjemnością. Przygody czarnoksiężnika przypadły mi do gustu, gdyż wyjaśniały wiele rzeczy, z przeszłości bohatera, których byłam ciekawa. Pokazywały również parę momentów dziejących się równocześnie, co fabuła "Darów Anioła". 
     Być może to tylko moja wielka sympatia do tego bohatera, ale książka naprawdę bardzo mi się podobała i potrafiła mnie rozśmieszyć. Polecam fanom Bane'a i nie tylko, gdyż jest ona lekka i przyjemna.