Witam.
W dniu dzisiejszym chciałam Wam opisać moją chwilową fascynacje Indianami. Mimo że nie objawiała się ona czytaniem o nich, czy też oglądaniem filmów z nimi związanych, bądź robienia czegokolwiek w tym stylu, to śmiem ją tak nazywać. Dlaczego? Bo stwarzałam simów w stylu, jaki w moim mniemaniu jest indiański i pisałam takie opowiadania. Z Indianami nie mają one nic wspólnego, ale w mojej głowie tak właśnie wyobrażałam sobie postacie. Nie przedłużając, życzę miłej zabawy podczas ich czytania.
Jest pewna legenda. Nikt chyba w nią nie wierzy. No, może jacyś zabobonni szamani z plemienia mojej babci. Był kiedyś król Azjon. Władał całym krajem, którym byli moi przodkowie. Rządził mądrze i sprawiedliwie. Miał dwóch synów: Armeja i Zakara. Po śmierci ojca starszy z nich, Armej, objął tron. Wydawało się , że będzie wywyższany ponad ojca. Pewnej nocy, niespodziewanie, został zabity. Jedyna osoba, która była tego świadkiem, to jego żona Kajmira. Zobaczyła, jak brat zabija brata z uśmiechem na twarzy, mówiąc: „Teraz moja kolej”. Zakar nie zdawał sobie sprawy, że ktoś był obecny podczas tego czynu. Zachowywał się tak, jak na brata przystało – zajmował się Kajmirą i jej córką Lori oraz został królem. Kajmira bała się szwagra. Nie mówiła nic, aby chronić siebie i córkę. Wkrótce Zakar zaczął źle wykorzystywać władzę, m.in. na swoją osobistą korzyść. Nikomu się to nie podobało, ale ludzie nie mieli oficjalnego powodu, aby go skazać, było bowiem zapisane w ich prawie, że król może rządzić według własnego uznania. Tak minęło parę lat.W kraju wybuchła epidemia, która zabiła większość ludu. Zrozpaczona Lori wyjechała na naukę do czarodzieja z sąsiedniego kraju, gdyż lokalny szaman nie potrafił nic poradzić. Uczyła się pilnie i w rok przewyższyła swojego mistrza. Gdy wróciła do domu, okazało się, że jej matka jest umierająca, a król zakazał, aby jej o tym mówić. Bał się bowiem, że rzuci wszystko i przyjedzie do rodzicielki, a reszta ludu nie będzie miała szans na uzdrowienie. Gdy Lori dotarła do matki, ta wydawała już ostatnie tchnienie. Wtedy dała córce list, w którym opowiadała, jak zginął Armej. Umarła mówiąc: „Uważaj na siebie, dziecko”.Po pogrzebie Kajmiry, Lori uzdrowiła wszystkich, których mogła, a następnie zwołała radę starszych i pokazała im list od matki. Oni rozgniewali się i skazali Zakarę na dożywotnią pracę na rzecz ludu w więzieniu. Miał robić to, co akurat było potrzebna. Były król wpadł w gniew i nim ktokolwiek się zorientował, z pomocą swojej osobistej gwardii, uwięził członków rady. Zagroził im, że jeżeli nie pozwolą mu dalej być królem to spali cały kraj i jego mieszkańców na ich oczach. Na szczęście w tym momencie Lori, która od początku zebrania była gotowa do ataku, rzuciła zaklęcie na wuja, które uwięziło go w lustrze. Następnie uwolniła radę i nakazała budowniczym zbudować podziemną kryptę, w której umieszczone zostało zwierciadło. Gdy to zrobiono, użyła mnóstwa zaklęć, aby zabezpieczyć wnętrze komnaty i umieściła w niej lustro. Rada wybrała ją królem, lecz ona odmówiła im. Uzasadniając swoją decyzję, powiedziała: „Przez króla to się stało. Nasz lud jest teraz garstką osób. Sąsiednie państwa tylko czekają, aby zabrać nam teren. Powinniśmy ukryć nasze plemię w miejscu tej krypty, żeby ostatni król nie mógł się wydostać. Od teraz o wszystkim będzie decydowała Rada. Tak ja wam radzę. Przez nadmiar władzy stało się to, co się stało.” Następnie zbudowała sobie dom w miejscu, gdzie było wejście do krypty ze zwierciadłem. Ludzie szybko uczynili to samo. Posłuchali jej rady i zaproponowali jej, żeby jako ich szamanka zasiadła w Radzie. Żyli spokojnie nie nękani przez inne państwa, gdyż wieść o potędze młodej dziewczyny rozniosła się po całej okolicy.
-Ajmihibi, mamy problem. - powiedział Shon z powagą w oczach. Szamanka bez słowa wstała wyszła, przepuszczana w wejściu przez Indianina. Gdy podeszła do wrót wioski, jej oczom ukazał się ponury widok. Sześciu zbrojnych pchało przed sobą wyraźnie zmaltretowanego człowieka, który dotarłszy do osady stracił przytomność. Kobieta spojrzała na przybyszy, powiedziała: „Tylko potrzebujący może wejść” i skierowała swe kroki w stronę lecznicy. Wojskowi nie protestowali. Ich przełożony mówił, że mają wykonywać rozkazy tej matrony. Shon zawołał dwóch swoich przyjaciół i zabrali zmęczonego człowieka do szamanki. Jeden ze zbrojnych zaproponował swoją pomoc, ale Indianin spytał: „A kto go tak urządził?” i odszedł.-Miałeś nie oceniać – powiedziała Ajmihibi, gdy ją dogonili – Nigdy nie wiesz, co jest prawdą. - Mężczyzna starał się nie przewrócić oczami. Nie lubił, gdy mentorka dawała mu takie rady.Pacjent obudził się następnego ranka. Otworzył oczy słysząc, że ktoś obok niego się porusza. Zobaczył wysoką kobietę o długich białych włosach. Nie była stara, ale nie była także młoda. Nie potrafił ocenić ile ma lat. Gdy próbując się podnieść stęknął z bólu, kobieta spojrzała na niego z troską w jasnoniebieskich oczach.-Lepiej nie wstawaj – powiedziała zaparzając nieznane mężczyźnie zioła. Miała śpiewny przyjemny dla ucha głos.-Gdzie ludzie, którzy mnie tu przyprowadzili? - zapytał. Starał się ukryć niepokój. Nie miał pojęcia ile ta kobieta wie.-Nie mają wstępu do wioski – odparła uspokajająco. - Wypij. To specjalna mieszanka. Po niej poczujesz się lepiej – dodała podając mu dymiący kubek z dziwną, oleistą cieczą w środku. Mężczyzna spróbował napój i ze zdziwieniem stwierdził, że nie ma on żadnego smaku.Spojrzał na kobietę z ciekawością. Nie mógł określić czy wie, dlaczego on jest w takim stanie. Jeśliby wiedziała, to raczej nie zachowywałaby się tak spokojnie.-Wiem dlaczego tu jesteś. - powiedziała szamanka patrząc mu w oczy. - Zabiłeś swojego dowódcę. - jej głos wydał się rannemu niezwykle spokojny, nie pasujący do wypowiadanych słów. - Nikt inny z mojej wioski nie wie, więc nie będziesz narażony na przykrości z ich strony.-Ja... - mężczyzna czuł dziwną potrzebę usprawiedliwienia się przed tą kobietą, ale ona nie dała mu dojść do słowa – Nie oceniam. Nie znam motywu twojego działania i nie chcę go poznać. Moim zadaniem było uzdrowienie cię, więc to zrobiłam. - rzekła tonem kończącym dyskusje. Gdy oddał jej kubek, położyła na jego posłaniu złożone ubrania. - Przebież się. Za godzinę wracasz do swoich. - powiedziała po czym wyszła, aby mógł się spokojnie przygotować. Siedział przez chwilę zastanawiając się nad tym, co go czeka, po czym ubrał się i wyszedł na spotkanie z przeznaczeniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz